To dzieje się naprawdę. Nastąpiła właśnie na naszych oczach publiczna koronacja egzaminu jako miernika i wyznacznika polskiej edukacji. Jakby procenty i wyniki były tym, o czym powinno się dzisiaj rozmawiać.
Wystarczy włączyć telewizję publiczną przed "Wiadomościami", by usłyszeć o planach i marzeniach młodych ludzi, do których drogę otwiera... ten jeden jedyny egzamin. Innej drogi do szczęścia nie ma. W każdym razie nie jest nią na pewno... lepsza polska szkoła. "Jesteśmy z Wami" - słyszymy z ust Ministerstwa Edukacji Narodowej skierowanych do uczniów. Trudno o większy żart. Bo dziś nikogo (a już na pewno nie polityków) nie interesuje ten, który w edukacji jest najważniejszy - uczeń. Mało kogo obchodzi, by był w polskiej szkole po prostu szczęśliwy i się rozwijał.
"Zadbaliśmy także o nauczycieli" - słyszymy w spocie reklamującym... egzaminy gimnazjalne. Tak, to w kontekście dzisiejszych "rozmów ostatniej szansy" także dobry żart...
Wyszczególnijmy więc niektóre elementy tej wielkiej dbałości o nauczycieli:
- wydłużenie ścieżki awansu zawodowego z 10 do 15 lat. Teraz kobieta, która decyduje się na założenie rodziny i, powiedzmy, dwójkę dzieci, stopień nauczyciela dyplomowanego osiągnie... po 20 latach swojej pracy, chyba że dostosuje swoje macierzyńskie zamiary do... przerw między stażami na poszczególne stopnie;
- zlikwidowanie dodatku mieszkaniowego, na którym niektórzy nauczyciele stracili nawet 150 zł swoich poborów;
- zlikwidowanie dodatku na zagospodarowanie, który znacznie poprawiał sytuację młodych nauczycieli (nauczyciel miał prawo w dowolnym momencie swojej pracy na początku nauczycielskiej drogi do wypłaty dwukrotności swojej pensji zasadniczej brutto);
- reforma, wskutek której powstał nowy typ nauczyciela - nauczyciela objazdowego, mającego po kilka godzin w kilku różnych szkołach.
Zbuntowaliśmy się, Proszę Państwa, bo Prima Aprilis w Ministerstwie Edukacji Narodowej trwa już... od dawna. Zbuntowaliśmy się nie tylko dlatego, że mało zarabiamy. Zbuntowaliśmy się także dlatego, że przestano szanować i Ucznia, i Nauczyciela, i Rodzica. Czyli Wszystkich, którzy tworzą edukację i którzy uważają, że ma ona znaczenie. I to niestety... nie żart.