Słabo jest w naszej przestrzeni publicznej z analizą i interpretacją dostępnych faktów. Ostatnim przykładem jest według mnie temat serii ataków terrorystycznych w Paryżu. Większość ekspertów i publicystów ślizga się tylko po powierzchownej warstwie tego zdarzenia. Dlatego postanowiłem utrwalić w świadomości odbiorców mojego bloga wypowiedzi tych analityków, których - nie tylko obecnie - warto słuchać i czytać. Od razu przyznam, że zgadzam się z ich argumentacją i logiką wywodów, które za punkt wyjścia biorą łacińską formułę: "cui prodest scelus, is fecit". Znaczy ona: "komu zbrodnia przynosi korzyść, ten ją popełnił". Ten cytat z tragedii Seneki "Medea" pragnę uczynić mottem mego felietonu.
Pod koniec listopada zeszłego roku dr Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina, przewidywał w wywiadzie z dziennikarką "Gazety Polskiej" Olgą Alehno nową islamską wiosnę. Muzułmańska rewolta miała się według niego rozpocząć już z początkiem 2015 roku, tym razem nie na północy Afryki czy na Bliskim Wschodzie, a... na kontynencie europejskim. Zdaniem Iłłarionowa, celem tej ofensywy będzie polityczny paraliż Europy. Stupor Zachodu ma być na tyle silny, że zachodnie demokracje po prostu nie będą już w stanie przyjść z jakąkolwiek pomocą krajom leżącym w przestrzeni postsowieckiej, zaatakowanym przez reżim Putina. Przyszedł prorokowany czas i przepowiednia się spełniła.
Rok 2015 przynosi serię szokujących zdarzeń w Paryżu. 7 stycznia nastąpił krwawy atak islamistów na siedzibę libertyńskiego magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo". Trzech uzbrojonych terrorystów z okrzykiem "Allahu Akbar" na ustach otworzyło ogień w paryskiej redakcji zabijając 12 osób, w tym dwóch policjantów, i raniąc 11. Domniemanymi sprawcami mieli się okazać bracia Saïd i Chérif Kouachi - Francuzi algierskiego pochodzenia. Saïd miał być szkolony przez Al-Kaidę w Jemenie. W następnych dniach znów dochodzi do spektakularnych ataków. Niejaki Amedy Coulibaly zabija policjantkę i rani policjanta. Zamyka się z zakładnikami w supermarkecie, twierdząc, że działa w imieniu tzw. Państwa Islamskiego.
Ataki wywołują medialną histerię i kiczowate reakcje europejskich polityków. 11 stycznia w Paryżu odbyła się manifestacja w hołdzie ofiarom dżihadystów z udziałem między innymi przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, a także kanclerz Niemiec Angeli Merkel i szefowej polskiego rządu Ewy Kopacz. To ci sami liderzy, którzy za kilka miesięcy okażą kompletną bezradność i wykażą się brakiem jakiejkolwiek poważnej wizji w sprawie obrony przed falami imigranckiego tsunami. Dominują wciąż lewackie komunały o "chrześcijańskiej" solidarności z "uchodźcami", głównie pielgrzymami po suty socjal do germańskiego raju, oraz polit-poprawna retoryka z dużym ładunkiem moralizatorskiego szantażu.
Wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego atakowano brutalnie, porównując ich do hordy pogrobowców Hitlera. Wystarczyła zdroworozsądkowa wypowiedź ex-premiera z PiS: Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie. Cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu. Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, a mogą tutaj być groźne. To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować, ale sprawdzić trzeba. Lewicowy "autorytet" Andrzej Celiński grzmiał potem wzburzony w TVN: Mówiło się, że te Żydki niosą tyfus. Straszenie pasożytami to język nazizmu. Kaczyński musi to wiedzieć, on nie jest idiotą.
Kto tu naprawdę jest idiotą, panie Celiński? Mam nadzieję, że coraz mniej ludzi w Polsce i w całej Unii Europejskiej daje się już wodzić za nos cynicznym lewackim manipulatorom! Wasza świecka religia poprawności politycznej, tego kulturalnego marksizmu, którym kneblujecie usta ludziom wolnym, niepodatnym na propagandę, po prostu bardziej spostrzegawczym i przewidującym, to największe zagrożenie dla egzystencji nas Polaków i Europejczyków! Na dodatek jesteście - jeżeli nie realną agenturą pułkownika Putina - to na pewno pożytecznymi idiotami, "poputczikami" KGB-isty z Kremla. Wracam do głównego wątku mojego felietonu, porządkującego dostępną wiedzę o terrorystycznej serii.
Albowiem proroctwo dr. Andrieja Iłłarionowa uważam za najbardziej prawdopodobny scenariusz ostatnich krwawych wypadków w stolicy Francji, połączonych z najazdem przybyszów na nasz kontynent. Zaś najbardziej przenikliwą analizą obecnej sytuacji wciąż pozostaje dla mnie tekst Aleksandra Ściosa na jego blogu "Bez dekretu", zatytułowany "O Putinie, rabinie i kozach". W tym znakomitym i nadal aktualnym niestety opracowaniu, opublikowanym 23 września, czytamy następujące diagnozy choroby toczącej polityczny świat: Gra, jaką od kilku miesięcy prowadzi Putin, przypomina sytuację ze starego dowcipu o Żydzie, rabinie i kozie. Ścios zauważa, że nie jest to kombinacja nazbyt złożona.
Publicysta pisze z przekąsem, że satrapa z Kremla opiera swe zagrywki "na słusznym założeniu, że ma do czynienia z użytecznymi ‘miłośnikami pokoju’, zaprzyjaźnioną agenturą i stadem przestraszonych głupców". Ścios mnie fascynuje rzadką dziś umiejętnością kojarzenia faktów. Wielu "ekspertów" przypomina mi negatywnych bohaterów wiersza Tuwima: I oto idą, zapięci szczelnie,/ Patrzą na prawo, patrzą na lewo./ A patrząc - widzą wszystko oddzielnie/ Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo.../ Jak ciasto biorą gazety w palce/ I żują, żują na papkę pulchną,/ Aż papierowym wzdęte zakalcem,/ Wypchane głowy grubo im puchną. Ścios zaś nigdy nie przeżuwa pulpy political "pulp fiction". Tak jest też teraz.
Układa nam autor logiczną całość: Nie ma wątpliwości, że najazd muzułmańskich hord na Europę oraz "oficjalna" interwencja Putina w Syrii należą do wydarzeń, które należy ze sobą kojarzyć. Taką zależność dostrzega dziś wielu analityków, ale tylko nieliczni mają odwagę wskazania celu tej kombinacji. (...) Poprzez prosty zabieg propagandowy i ostentacyjne wysłanie kilkuset żołnierzy do Syrii Putin już osiągnął ogromny sukces. Stał się bowiem "głównym rozgrywającym" w tym regionie świata i za niewielką cenę przyoblekł się w szatę "gwaranta pokoju". Tę tezę - przypomnę - Aleksander Ścios postawił już we wrześniu. A oto, co Putin Zachodowi proponuje dzisiaj, po atakach w Paryżu.
Ta tragedia stała się kolejnym świadectwem barbarzyńskiej istoty terroryzmu, który rzuca wyzwanie cywilizacji człowieka. Jest oczywiste, że aby skutecznie walczyć z tym złem, społeczność międzynarodowa musi połączyć swoje wysiłki. Taką depeszę z propozycją pomocy rezydent na Kremlu wystosował do prezydenta Francji. Zaś szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow już apeluje o jednolitą międzynarodową koalicję do walki z Państwem Islamskim. Czego się można spodziewać po tych "gwarantach światowego pokoju"? Prawdziwe intencje naszych "przyjaciół Moskali" oddaje komentarz w kremlowskim organie prasowym. Pochylmy się nad tym, co oferuje Europie zatroskana "Rossijskaja Gazieta".
Istota tej propozycji zawiera się w leninowskim pytaniu na zakończenie tego artykułu: Co robić? - pyta autor - Czy połączyć z nami siły w walce z terroryzmem, czy czekać na wskazówki z dalekich Stanów, od dalekiego od nas i naszych problemów prezydenta Obamy? Same kondolencje nie wystarczą. Prawda, że sprytne? Owszem prostackie, ale wciąż skuteczne! Neosowiecka Rosja stosuje w polityce zagranicznej te same czekistowskie sztuczki: prezentować się na świecie jako nieustannie "walcząca o pokój", a z drugiej strony przy pomocy specsłużb i agentury niszczyć fundamenty Zachodu i wbijać klin pomiędzy Europę a USA. Jednak nie byłoby to możliwe bez tzw. wewnętrznego czynnika.
Niedwuznacznie wskazuje na ten istotny element Aleksander Ścios w przywoływanym już przeze mnie tekście: Za jeden z najważniejszych czynników, pozwalających łączyć zamysły Putina z "falą imigracji", uważam jednak zachowanie Angeli Merkel - najwierniejszej (i najważniejszej) sojuszniczki Kremla. To ona odpowiada za bezprecedensowe "zaproszenie" hord muzułmańskich oraz wytworzenie atmosfery sprzyjającej kolejnym najazdom. Bez jej pomocy "operacja z kozą" nie byłaby możliwa. Wbrew obowiązującej narracji nie uważam, by kanclerz Niemiec miała popełnić jakikolwiek "błąd" polityczny. To Niemcy są V kolumną Putina w UE, że zacytuję "klasyka", są "koniem trojańskim" Moskowii.
Analizę Ściosa wzbogacę o cenną wypowiedź Romualda Szeremietiewa. W Telewizji Republika były wiceminister obrony stwierdził, że Rosja wykorzystuje islamistów do wojny z Zachodem. Szeremietiew porównał tę strategię do koncepcji "lodołamacza". W swojej słynnej książce rosyjski pisarz Wiktor Suworow nakreślił rolę Niemiec hitlerowskich w polityce Stalina. Już Trocki zauważył, że Stalin "traktuje niemiecki faszyzm czysto instrumentalnie, jak zapalnik wojny, jak lodołamacz, który utoruje mu drogę do rewolucji. To Hitler wykona całą czarną robotę. Niech więc Europa wali się i pęka pod uderzeniami lodołamacza!". Dziś Stalin to Putin, nazizm to islam, zaś Europa jest przed szkodą i po szkodzie głupia... A Polak?