Czytam książkę, która otwiera mi oczy. Tak, bym widział wszystko na pszczeli sposób. Wyzwala we mnie nagłą potrzebę innego spojrzenia na siebie i dookolny świat. Spaceruję na słońcu po łąkach mojej rodzimej Nowej Huty. Zmierzam do moich rodziców mieszkających kilka osiedli dalej i myślę - jak pszczoła - o roju moich krewnych i przyjaciół. Mój mały glob. Przyśpieszam kroku i niemal lecę do mamy i taty. Odwiedziny u rodziny? Raczej lot do Pszczoły-Matki i Ojcowskiego Ula.
Ale na chwilę się zatrzymuję. Po drodze. Krążę nad łąką.
Odbieram ogrom bodźców z ziemi, pełnej niezwykłych kształtów, zapachów, dźwięków, smaków, faktur, oraz barw niewidzialnych dla mnie-człowieka.