Czy to koniec Borisa Johnsona? To pytanie jakie zadają brytyjskie media po wczorajszym przesłuchaniu byłego premiera przed komisją parlamentarną w Londynie. Jej zadaniem jest ustalenie, czy Johnson skłamał na forum Izby Gmin, tłumacząc się z zakrapianych alkoholem imprez, jakie odbywały się na Downing Street podczas pandemicznego lockdownu.
Człowiek, który wygrał pokazowo ostatnie wybory parlamentarne, wdrożył brexit i przeprowadził Wielką Brytanię przez pandemię, znalazł się w krzyżowym ogniu pytań. Odpowiadając, nie przypominał polityka walczącego o przetrwanie. Raczej ucznia, który nie ukrywając swojego zirytowania, musi tłumaczyć się przed nauczycielem - nie zgadza się z radą pedagogiczną, przed którą został wezwany i najchętniej wróciłby na boisko kopać w piłkę. Tymczasem przez cztery godziny musiał siedzieć z rękami założonymi z tyłu i tłumaczyć się ze słów wypowiedzianych dawno temu.
Odgrywanie takiej roli nie przychodzi Borisowi Johnsonowi łatwo. Przez większość czasu używał inteligencji i dziennikarskiego sprytu, starając się neutralizować pytania, które mogły oznaczać koniec jego politycznej kariery. Ale gdy zabrakło mu argumentów, krzyczał. To kompletne bzdury - usłyszeli w pewnym momencie członkowie komisji parlamentarnej. Z pewnością zapisali je w kajecikach.
Linia obrony Borisa Johnsona jest prosta - owszem, wprowadził Izbę Gmin w błąd, odpowiadając na pytania dotyczące lockdownowych imprez, do jakich dochodziło na Downing Street. Ale zrobił to w oparciu o wskazówki swych doradców i w dobrej woli, dysponując informacjami, jakie były dostępne w danym czasie.
Wczoraj, zeznając przed komisją w parlamencie, Johnson powtórzył tę samą mantrę. Nawet mini armia prawników, którzy siedzieli za jego plecami, nie była w stanie pomóc byłemu premierowi w chwilach, gdy krzyżowy ogień pytań przecinał na przemian jego pamięć i sumienie. To był fascynujący spektakl parlamentarnych procedur. Także upadku polityka, któremu wydawało się, ze na boisku wszystko może. Boris Johnson posiada zdolności oratorskie. Często podczas wystąpień publicznych przytacza łacińskie przysłowia. Wczoraj momentami brakowało mu języka angielskiego.
Polityczna przyszłość byłego premiera zależy od werdyktu komisji. Boris Johnson nie mówi tego otwarcie, ale marzy o powrocie na Downing Street. Zmuszony był zrezygnować z urzędu nawet nie z powodu zakrapianych alkoholem imprez, które odbywały się na statku, którego był kapitanem. Mianował na wysokie stanowisko osobę, wobec której istniały zarzuty o wykroczenia natury seksualnej. Zrobił to, wiedząc o tym. Nominacja ta okazała się kroplą, która przelała czarę parlamentarnej cierpliwości.
Jeśli komisja uzna, że Boris Johnson świadomie wprowadził parlamentarzystów w błąd na forum Izby Gmin, jego polityczna kariera będzie skończona. Może zostać zawieszony w prawach i obowiązkach posła, a nawet wykluczony z Izby Gmin. W reprezentowanym przez niego okręgu wyborczym rozpisane zostaną wówczas ponowne wybory. Jeśli raz jeszcze uda mu się uniknąć gniewu parlamentu, nadal funkcjonował będzie na obrzeżach polityki. Choć to rozwiązanie wydaje się coraz mniej prawdopodobne.