Odszedł Marian Jurczyk. Postać tak barwna i niejednoznaczna, że trudno opowiedzieć o nim w 30 sekundach relacji. Zawsze był gentlemanem, bardzo liczył się ze swoją żoną, a przeciwnicy prześcigali się w wynajdywaniu jego gaf.
Na pewno był legendą opozycji. Rywalem Lecha Wałęsy, przywódcą strajków na Pomorzu Zachodnim. To on pierwszy w 1980 roku podpisał Porozumienia Sierpniowe. Zazwyczaj się o tym nie mówi, bo w pamięć zapadł Wałęsa ze swoim długopisem z Matką Boską. Przez władze komunistyczne Jurczyk uznawany był za radykała, jednostkę wywrotową. Internowany 13 grudnia 1981 roku w więzieniu spędził blisko 3 lata. W tym czasie tragicznie zginął jego syn i synowa. Przez lata o ich śmierć podejrzewano Służbę Bezpieczeństwa, jednak IPN po latach nie odnalazł żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Już w wolnej Polsce Jurczyk rozszedł się z Wałęsą i założył własny związek zawodowy Solidarność 80.
Potem poszedł w politykę. Został senatorem. Kiedy kandydował do senatu w 1997, jego środowisko poprosiło mnie o współpracę. Moja rola polegała na tym, że doradzałem im aby porzucili myśl o kolorowych plakatach z twarzą Mariana i jego życiorysem, a zasypali Szczecin, czarno - białymi, nawet kserowanymi plakatami z hasłem "Marian Jurczyk . On się nie sprzedał." No i tak zrobili. No i Jurczyk został senatorem. A po kilku latach wyszła na jaw jego współpraca z SB.... - napisał na Facebooku obecny poseł PiS Leszek Dobrzyński.
Rok po wyborach do Senatu ówczesna rada miasta wybrała go na prezydenta Szczecina. Jego pierwszą decyzją było zerwanie umowy z niemiecką spółką, która chciała wybudować w Szczecinie hipermarket. Tylko dlatego, że była to spółka niemiecka. To pociągnęło za sobą konieczność zapłacenia gigantycznej kary i proces sądowy zakończony umorzeniem. Po 16 latach sprawa o niegospodarność po prostu się przedawniła. Jurczyk nie ukrywał z resztą swojej antypatii do Niemców.
W 2002 roku już w wyborach bezpośrednich został wybrany prezydentem miasta. Był wielokrotnie oskarżany o to, że przez jego rządy Szczecin cofa się w rozwoju. Sam z resztą o mieście, którym rządził powiedział, że to wieś z tramwajami. Gdy w 2005 roku pojechał z oficjalną delegacją do Stanów Zjednoczonych, na przekazał tam pozdrowienia i podziękowania od narodu polskiego dla prezydenta Ronalda Reagana. Tyle, że w 2005 roku Ronald Reagan już nie żył... Na pewno nie miał pamięci do twarzy i do nazwisk. Gdy na konferencji prasowej miał przedstawić swojego nowego zastępcę, zapomniał, jak się on nazywa. Do dziennikarzy wypalił, że będzie to "ten od Ptaka od Pogoni". Chodziło o Mirosława Czesnego, powiązanego z ówczesnym właścicielem drużyny piłkarskiej.
Jurczyk nie miał szczęścia do współpracowników. Najpierw został wypromowany przez SLD, które jednak traktowało Jurczyka jak marionetkę. Często zmieniał zastępców. Przez przeciwników politycznych bez skrupułów i umiaru wyśmiewany. Wydaje mi się też, że za bardzo ufał ludziom. Dawał mamić się zapewnieniom firmy z pokoju na piętrze myjni samochodowej, że w Szczecinie powstanie gigantyczny aquapark. Dał się porwać wizji wielkiej inwestycji na lotnisku w Dąbiu, obiecywał też chińskie apartamenty nad jeziorem Dąbskim. Nic z tego nie wyszło po dziś dzień.
Nie miał dobrej prasy, choć referendum zorganizowane w sprawie jego odwołania z powodu zbyt niskiej frekwencji było nieważne. Było za to trampoliną kilku karier politycznych m.in. dla Sławomira Nitrasa z PO.
Gdy Marian Jurczyk rządził Szczecinem, jeszcze tu nie mieszkałam, ale mój kolega, działacz Unii Wolności opowiadał o prezydencie same anegdoty. Chociażby to, że mieszkał w altanie na działkach. Altanie wielkości domu jednorodzinnego, za co był ciągany po sądach. Pytany, jak mu się tam mieszka, mówił, że ma tam "dwóch psów i dwóch kotów". Zawsze używał tej formy. Te dwa psy, rosłe wilczury często służyły odstraszaniu namolnych dziennikarzy. Choć chyba najlepszym straszakiem była żona pana Mariana, która za pytania o altanę albo lustrację potrafiła pogonić ścierą. Pamiętam, że gdy chciałam nagrać Mariana Jurczyka w temacie jego altanki, ten się łatwo zgodził. Prosił jednak, żeby zrobić to tak, żeby jego żona nie wiedziała, bo się wścieknie. To się niestety nie udało.
Mariana Jurczyka zapamiętam też jako gentlemana. Publicznie zawsze w nienagannym garniturze, śnieżnobiałej koszuli i pod krawatem. Zawsze całował kobiety w rękę, choć zdarzało mu się do nich powiedzieć "panie szanowny dziennikarzu".