Szlagier PKO BP Ekstraklasy nie zawiódł! Raków Częstochowa po emocjonującym spotkaniu pokonał na wyjeździe Lecha Poznań 2:1. Pojedynek mistrza i wicemistrza kraju szczególnie w drugiej połowie był dobrym widowiskiem z niezwykle dramatycznym finałem, bowiem gola na wagę trzech punktów dla gości zdobył w trzeciej minucie doliczonego czasu gry Fabian Piasecki. Lechici nie wygrali z drużyną Marka Papszuna od 8 lutego 2020 roku.
Poznaniacy do hitowego starcia kolejki przystąpili bez swojego szkoleniowca Johna van den Broma. Holender przed tygodniem w Krakowie otrzymał czwartą żółtą kartką i poczynania swojej drużyny musiał oglądać z trybun. Pod jego nieobecność zespół prowadzili asystenci z Denny Landzaatem na czele.
Początek spotkania należał do częstochowian, którzy dość swobodnie rozgrywali piłkę na połowie rywali. W ósmej minucie goście wywalczyli rzut wolny niespełna 20 metrów przed bramką Filipa Bednarka. Stały egzekutor Rakowa Ivi Lopez szansy nie wykorzystał, bowiem trafił w mur.
Po 20 minutach przebudził się Lech. Afonso Sousa ładnym strzałem z woleja sprawdził czujność Vladana Kovacevica, ale Bośniak był na posterunku. W kolejnej akcji golkiper lidera pokazał już swój kunszt w sytuacji sam na sam z Mikaelem Ishakiem. Szwed chciał założyć "siatkę" bramkarzowi gości, ale ten wyczuł jego intencje.
Zmarnowane szanse jeszcze bardziej uskrzydliły lechitów, którzy na krótko przejęli inicjatywę, a przyjezdni często uciekali się do fauli. W okresie lekkiej przewagi poznaniaków Bartosz Nowak był bliski sfinalizowania ładnej i dość cierpliwie budowanej akcji, lecz Bednarek złapał piłkę. W odpowiedzi Filip Szymczak uderzył z dystansu, jednak Kovacevic bez kłopotów obronił.
Obie drużyny solidnie prezentowały się w obronie. Formacja defensywna Lecha, choć dość mocno zmieniona (Joela Pereirę zastąpił Filip Czerwiński, a Antonio Milic zagrał jako lewy obrońca) spisywała się niemal bezbłędnie. Jak się okazało - do czasu. Krótko po przerwie lechici znaleźli się pod mocnym pressingiem, ale nie chcieli wybijać piłki "gdzie popadnie". Szymczak stracił piłkę, goście szybko ją rozegrali i Patryk Kun wygrał pojedynek jeden na jeden z Bednarkiem.