Huraganowy wiatr wiejący z prędkością nawet 100 km/h, porozrywane namioty i zniszczony sprzęt - tak wyglądały ostatnie dni w bazie polskiej wyprawy pod Gasherbrumem I. Po kilku dniach sztormu, którego siła zaskoczyła wszystkich, polscy wspinacze podjęli próbę ataku szczytowego. Jednak niestety i tym razem prognozy pogody okazały się bardziej optymistyczne niż zimowa rzeczywistość w Karakorum.
Po trzydniowym huraganowym wietrze, zachęceni nieco lepszą prognozą pogody, uczestnicy polskiej wyprawy postanowili podjąć próbę ataku szczytowego. Zespołowi w składzie Artur Hajzer, Adam Bielecki, Janusz Głołąb i Ali Shaheen nie udało się jednak dotrzeć do obozu trzeciego, który stoi na wysokości 7050 metrów. Z powodu znaczenie silniejszego niż zapowiadano wiatru cała czwórka zawróciła z kuluaru japońskiego powyżej "dwójki", z wysokości 6650 metrów. Powrót do bazy, choć był niezwykle wyczerpujący, zakończył się szczęśliwie.
Huraganowy wiatr, który przez trzy dni szalał w bazie, był tak silny, że zdołał przesunąć po lodowcu Baltoro leżący tam wrak helikoptera. Niebezpieczna sytuacja przydarzyła się także Januszowi Gołębiowi, którego namiot został poderwany przez nagły podmuch. Zdarzyło się to o 8 rano, zaraz po przebudzeniu, Janusz był jeszcze w śpiworze. Wykonał salto razem z całym namiotem. Instynktownie podczas lądowania zdołał po omacku złapać się za duży kamień, co uchroniło go przed upadkiem z moreny do kieszeni lodowca - napisała polska ekipa z ocalonej bazy.
Wyprawa prowadzona przez Artura Hajzera chce dokonać pierwszego zimowego wejścia na Gasherbrum I, położony w Karakorum ośmiotysięcznik. Do Pakistanu Polacy wyjechali pod koniec grudnia. Do tej pory udało im się założyć trzy obozy, ostatni na wysokości nieco ponad 7 tysięcy metrów, po przejściu kuluaru japońskiego. Działalność w górach podczas ostatnich kilkunastu dni znacznie utrudniała jednak fatalna pogoda.