Walka dwóch niemieckich gigantów - jak określa prasa dzisiejsze spotkanie piłkarskiej Bundesligi w Dortmundzie między obrońcą tytułu Borussią a Bayernem Monachium - elektryzuje cały kraj. Dziennikarze upatrują w zwycięzcy meczu przyszłego mistrza.
Lepsze humory panują w zespole gospodarzy. To oni zajmują w tabeli pozycję lidera i mają trzy punkty przewagi nad Bawarczykami. Nie przegrali od 23 kolejek, a ostatnie trzy bezpośrednie mecze z Bayernem rozstrzygnęli na swoją korzyść.
Do spotkania podejdziemy maksymalnie skoncentrowani. Mieć sześć punktów przewagi po dzisiejszym starciu to byłoby już coś, ale uważam, że walka o tytuł nie będzie przez to rozstrzygnięta. Co powiem zawodnikom przed wyjściem? Na pewno, że mają się przede wszystkim dobrze bawić. W końcu grają u siebie - mówi trener Borussii, Jürgen Klopp.
Na stadionie zasiądzie ponad 80 tysięcy kibiców, ale chętnych było co najmniej 450 tysięcy. A ilu było takich, którzy nawet się nie zgłosili? To piłkarze są głównymi aktorami w tym spektaklu. Kto nie marzy o tym, by w nim uczestniczyć, nawet jako statysta? To chyba wystarczająca motywacja - dodaje szkoleniowiec z Dortmundu.
Zawodnicy Bayernu dostali z kolei zakaz prowokowania. Zdają sobie sprawę, że mają nóż na gardle i nie mogą stracić dzisiaj nawet punktu. Oznaczałoby to dla nich kres walki o tytuł. Do końca sezonu zostało bowiem pięć kolejek, a mieliby wówczas do nadrobienia sześć punktów.
Świat się nie zawali, jeśli przegramy, ale droga na szczyt znacznie może się nam wydłużyć. Jesteśmy z Borussią drużynami o bardzo podobnych umiejętnościach i wszystko może się wydarzyć - ocenia ostrożnie napastnik z Monachium Mario Gomez.
W barwach gospodarzy powinno pojawić się na boisku trzech piłkarzy reprezentacji Polski - Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek.