"Eksperci i mistrzowie kierownicy już wiedzą, że my – chłopcy z Polski – wiemy, jak jechać" – mówił w RMF FM Kuba Przygoński, który w zakończonym w czwartek Rajdzie Dakar uplasował się na doskonałym czwartym miejscu. Na 16. pozycji wśród motocyklistów był Adam Tomiczek. Maciej Giemza ze względu na awarię motocykla nie ukończył rajdu. Zawodnicy Orlen Teamu podzielili się wrażeniami z dziennikarzem RMF FM.


Przygoński: Mamy szacunek mistrzów


Paweł Pawłowski RMF FM: Zmęczony?

Kuba Przygoński: Tak. Jesteśmy zmęczeni. Nie da się przejechać Dakaru bez zmęczenia. Prawie dwa tygodnie ścigania kosztują dużo energii: zarówno fizycznej i też psychicznej.

Masz pretensje do losu o pecha związanego ze skrzynią biegów?

Awaria skrzyni biegów to trochę niefart, ale nie dało się tego uniknąć. Po prostu tak się stało i już. Bardziej cieszy mnie to, że pojechaliśmy bardzo dobre zawody. Od pierwszego odcinka, gdzie byliśmy na trzeciej pozycji, cały czas byliśmy w tej super czołówce i były to wyjechane godziny, gdzie w walce pokazaliśmy, że jesteśmy ścisłą czołówką Rajdu Dakar. Dlatego awaria skrzyni biegów aż tak mnie nie boli.

Mówisz, że pojechaliście bardzo dobre zawody. Jak to się robi, mając do dyspozycji na jednym z etapów tylko pierwszy i drugi bieg?

Jest to sztuka. Jeśli psuje się skrzynia biegów... jeśli psuje się cokolwiek w naszym samochodzie, to od razu z wersji wyścigowej przechodzimy do wersji o przetrwanie. Najpierw zaczął psuć się trzeci bieg. Później  już trzeciego nie było. Po 10 kilometrach nie było już czwartego biegu; później piątego i szóstego, więc te wszystkie sytuacje, które się działy, spowodowały, że trzeba było coraz bardziej oszczędzać skrzynię biegów. W większości przypadków, jak coś się psuje to wiemy, że jest to zero-jedynkowe, zaraz całkiem się zepsuje i nie dojedziemy do mety. Tu mieliśmy trochę szczęścia, bo w połowie odcinka był serwis, który mógł zmienić nam skrzynię biegów.


Nasser Al-Attiyah, Sebastien Loeb, Carlos Sainz, Nani Roma - zaraz po przyjechaniu na metę mówiłeś o tych zawodnikach, że to zaszczyt znaleźć się w ich gronie. A jak oni reagowali na ciebie? Gratulowali? Rozmawiali po rajdzie?

Sytuacja w czołówce naprawdę bardzo się zmieniła. Jesteśmy już naprawdę postrzegani jako czołówka Dakaru i inni zawodnicy, z którymi jeszcze rok temu ciężej się rozmawiało, w tym roku wymienialiśmy między sobą spostrzeżenia. Takie sławy, tacy eksperci kierownicy wiedzą, że my chłopcy z Polski wiemy, jak jechać. To jest cos fajnego, że po tylu latach doszedłem do tego, że mamy wielki szacunek takich ekspertów kierownicy.

Przed tobą kolejny rok i kolejne miesiące przygotowań do Rajdu Dakar. Celujesz w "pudło"?

Za rok na pewno celujemy w "pudło". Celem jest przepracowanie tego roku bardzo ciężko i efektywnie. Podobnie do zeszłego roku i chcę, żeby było jeszcze lepiej i szybciej. Dlatego na przyszłym Dakarze na pewno będziemy walczyć o podium. Jesteśmy już na takim poziomie, że nie boimy się walczyć o to podium, tylko trzeba to po prostu zrobić.

Czachor: Widziałem zaszklone oczy Maćka Giemzy

Paweł Pawłowski, RMF FM: Pan był w tym roku mentorem, opiekunem, trenerem naszych motocyklistów. Jak pan ocenia ich występ?

Jacek Czachor: W skali 1-6 dałbym im piątkę. Przed wyjazdem mówiliśmy, że będziemy walczyć o dwudziestkę. Myślę, że jakby obaj zawodnicy jechali do końca, to była by piętnastka. Te zawody fajnie się układały dla nich. Cieszę się, bo w drugiej połowie zaczęli szybciej jechać. Był pech Maćka, nie było winy mechanika, ani winy zawodnika. To się zdarza. Lider zawodów odpadł na tym samym etapie. Nie mamy na to wpływu, nawet jak będziemy przeglądać silnik po kilkadziesiąt razy. Adam dojechał do mety i chwała mu za to. Mógł powalczyć o tą piętnastkę, ale dzień przed końcem wziąłem go do hotelu i widziałem, że 10 godzin spał i był zmęczony. Zaczęła doskwierać mu kontuzjowana noga. Powiedziałem mu, żeby jechał ostatni odcinek za piętnastym zawodnikiem. Gdyby nie dał rady, to by odpuścił, ale skoncentrował się na dojechaniu do mety i na zawodniku z tyłu. Można było zaryzykować, ale dwóch zawodników zaryzykowało na ostatnim etapie i nie dojechało do mety.

Maciej Giemza mówił, że motocykl jest w drodze do Europy. Będziecie go przeglądać i analizować, co się stało?

On się zatarł. Stracił kompresję i puścił olej. To jest silnik do wyrzucenia. Maciek następne zawody pojedzie na nowym silniku.

Maciek mówił, że próbował reanimować motocykl, co było chyba niemożliwe?

Motocykl nie miał kompresji i na pewno by nie odpalił. Cały silnik był w oleju. Niby silnik kręcił, ale olej był na zewnątrz. My nie widzieliśmy tego motocykla, bo Maciek zostawił go na trasie i maszyna teraz jest transportowana do Europy.

Co czuje zawodnik w sytuacji, która spotkała Maćka Giemzę?

Na samym początku prawdopodobnie była duża złość, bo Maciek jechał w super dobrym tempie. Później przyszło załamanie. Jestem pewien na sto procent, że się popłakał, albo miał łzy w oczach. Później opadły emocje i była bezsilność. Długo czekał na helikopter. I na końcu pewnie pogodził się z losem, bo jak wrócił na biwak, to podziękował wszystkim za współpracę. Widziałem jego zaszklone oczy. Każdy go pocieszał. Trzeba być twardym, to jest sport motorowy.

Giemza: Pojawiły się myśli: czy ktoś po mnie jedzie?



Paweł Pawłowski, RMF FM: Siedem godzin na pustyni po awarii motocykla - co wtedy czułeś?

Maciej Giemza: Na pewno po szóstej godzinie pojawiły się myśli: czy na pewno ktoś po mnie jedzie? Zacząłem wchodzić na górki i szukać drogi do cywilizacji. A tak już na serio, to po takiej awarii pojawiają się różne myśli. Jest niesamowicie przykro, bo cały rok bardzo ciężko pracowałem, żeby uzyskać na tym Dakarze dobry wynik i wszystko wskazywało, że to piętnaste miejsce jest w zasięgu. Później na chłodno zacząłem myśleć, że była to dla mnie bardzo solidna lekcja i mocny kopniak, żeby pracować jeszcze ciężej.

Kiedy zatem skorzystasz ze zdobytego doświadczenia?

Pierwszą okazją będzie rajd Abu Dhabi Desert Challenge, który odbędzie się z końcem marca. Tam nie będzie aż tylu zawodników, co na Dakarze, ale przyjeżdżają tam zespoły fabryczne, które są naszym celem jeśli chodzi o osiągnięcie ich tempa. To z nimi się porównujemy i takie wyzwania miały duży wpływ na nasz progres jeśli chodzi o zeszły rok. Cały sezon startowaliśmy w ich towarzystwie i próbowaliśmy ich gonić. Ten sezon będzie podobny. Te straty są już dużo mniejsze, co oznacza, że to wszystko działa.


Opracowanie:
Maciej Nycz