"Gdyby przeanalizować zarobki sportowców w różnych dyscyplinach, to okaże się, że hokeiści są gdzieś na szarym końcu. A to najbardziej kontaktowy i kontuzjogenny sport zespołowy" - tak bramkarz reprezentacji Polski Przemysław Odrobny komentuje w rozmowie z RMF FM oświadczenie zarządu JKH Jastrzębie. Napisano w nim m.in., że zarobki większości zawodników są nieadekwatne do poziomu, jaki oni prezentują. O przegranym, decydującym o awansie meczu MŚ dywizji IB mówi: "W szatni waliły pioruny. Niejeden chciał sobie z drugim coś wytłumaczyć".
Edyta Bieńczak: Zacznijmy od oświadczenia zarządu Jastrzębskiego Klubu Hokejowego, które pojawiło się na oficjalnej stronie internetowej klubu. Działacze z Jastrzębia nazwali występ polskiej reprezentacji na mistrzostwach świata w Krynicy "żenującym". Zgodziłbyś się z takim określeniem?
Przemysław Odrobny: Nie zgadzam się. Daliśmy z siebie wszystko. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego wyniku - naszym jedynym zadaniem było wywalczenie awansu do wyższej grupy i wrócenie tam, gdzie wcześniej byliśmy. To się niestety nie udało. Po meczu były ogromne emocje w szatni, można powiedzieć, że pioruny waliły. Jeden na drugiego patrzył z byka, niejeden z drugim chciał sobie coś wytłumaczyć i wygarnąć. Ale teraz, kiedy już ochłonęliśmy, trzeba sobie na spokojnie powiedzieć, że niestety Koreańczycy byli drużyną lepszą - o tą jedną bramkę. Byli trochę szybsi. W tym dniu to zwycięstwo 3:2 im się należało.
A nawiązując do oświadczenia Jastrzębia: na takim poziomie jest w tej chwili polski hokej. Każdy z nas dał z siebie wszystko w tym meczu, a że troszeczkę zabrakło? Może gdzieś tam po ciężkim sezonie odczuwaliśmy już zmęczenie.
A propos poziomu polskiego hokeja. Działacze z Jastrzębia proponują pewne rozwiązania w tym oświadczeniu - między innymi otwarcie ligi dla większej liczby obcokrajowców. W I lidze - jak piszą - powinno grać mniej "hokejowych emerytów", czyli maksymalnie pięciu zawodników powyżej 28. roku życia. Zgadzasz się z tymi postulatami?
Ten ostatni to jakaś kpina. Zawodnicy w wieku 27-28 lat to najbardziej wartościowi zawodnicy, którzy wnoszą do drużyny najwięcej, którzy mają już doświadczenie. Tym bardziej, jeśli chodzi o bramkarzy. Mówi się, że bramkarz, który dobiega 30-tki, prezentuje już równy poziom, w wieku 27-28 lat zaczyna grać na równym poziomie. Mówi się, że bramkarz jest jak wino - im starszy, tym lepszy. Więc jeżeli chodzi o moją pozycję, to nic takiego nie powinno mieć miejsca.
Pokazują to inne ligi. Bierzmy przykład z najlepszych - NHL czy KHL. Tam grają bramkarze, którzy mają po 40 lat, i niejeden jest prawdziwą podporą swojego zespołu. Tak samo myślę o napastnikach i obrońcach. Przecież Leszek Laszkiewicz czy Piotr Sarnik dają młodszym hokeistom przykład, to bardzo dobrzy zawodnicy.
To, że kadrze nie wyjdzie jakiś jeden mecz - akurat w tym wypadku najważniejszy, przyjdzie słabszy dzień, słabsza dyspozycja, zmęczenie sezonem, nie powinno odgrywać roli w ustalaniu takich reguł i nie powinno skazywać dyscypliny na to, żeby na lodowiskach grali sami młodzi czy sami obcokrajowcy. Wtedy na pewno do niczego nie dojdziemy.
Jeżeli chodzi o obcokrajowców, to zdania są podzielone. Moim zdaniem, mogłoby ich być w lidze więcej. Może byłoby bardziej widowiskowo, młodsi przychodziliby chętniej na mecze, hokej by się rozwinął. Ale to naprawdę musieliby być zawodnicy z górnej półki, którzy będą nie dwa, a trzy razy lepsi niż nasi zawodnicy i wtedy będą jeszcze większym autorytetem dla tych młodych.
W tym oświadczeniu bardzo mocno zaakcentowany jest wątek finansowy. Czytamy, że zarobki większości zawodników są nieadekwatne do poziomu, który prezentują. Działacze JKH ujawnili też, że niektórzy reprezentanci Polski żądają wynagrodzeń na poziomie 15-25 tysięcy brutto miesięcznie. Co więcej - bo na krytyce się nie skończyło - klub zdecydował, że zawiesza negocjacje kontraktowe z trzema kadrowiczami.
Nie chcę poruszać wysokości wynagrodzeń poszczególnych zawodników. To są indywidualne sprawy. Jeżeli zarząd Jastrzębia uważa, że nasze zarobki są nieadekwatne do naszych umiejętności, naszego zaangażowania i wkładania serca w każdy mecz - czy to ligowy, czy pucharowy, czy kadrowy... uważam, że poszli tu trochę w złą stronę. Musielibyśmy się skupić i przeanalizować zarobki piłkarzy, siatkarzy, koszykarzy, szczypiornistów, żużlowców - i okaże się, że hokeiści są tak naprawdę na jakimś szarym końcu i jeżeli chodzi o pensje, to w ogóle się nie liczą w tej rywalizacji. A nie ukrywajmy: hokej to najbardziej kontaktowy i najbardziej kontuzjogenny sport zespołowy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do krynickich mistrzostw. Powiedziałeś już, że w tym decydującym meczu Koreańczycy rzeczywiście byli lepsi o tą jedną bramkę. Trener Wiktor Pysz powiedział po tym spotkaniu, że druga i trzecia bramka dla Korei obciążają - jego zdaniem - Twoje konto. Zgadzasz się z tym?
Powiem jedno: myślę, że powinniśmy trzymać się razem, bo wszyscy te bramki strzelają i wszyscy je tracą. Jeżeli trener tak uważa, to nie będę podważał jego zdania.
Rozumiem w takim razie, że nie skomentujesz też decyzji trenera z końcówki meczu. Na minutę i 43 sekundy przed końcem spotkania trener kazał Ci zjechać do boksu, później jeden z Koreańczyków dostał karę, a szkoleniowiec - zamiast pozwolić drużynie grać z przewagą dwóch zawodników w polu - kazał Ci wrócić na taflę. To była dość kontrowersyjna decyzja.
Będąc na lodzie, czekam na sygnał od trenera. To nie ja jestem osobą, która decyduje, kiedy zjeżdżać z bramki i wprowadzać szóstego zawodnika - to trener jest osobą, która decyduje. Tak naprawdę stałem dosyć blisko boksu i byłem przygotowany na to, żeby zjechać w każdej chwili. Koledzy z boksu machali mi wcześniej, ale to nie oni decydują, tylko trener. Jak dał mi znak, to zjechałem, póki go nie dawał, to byłem tam, gdzie miałem być - i tyle w tym temacie.
Wracając jeszcze do poprzedniego pytania: wiadomo, że chciałem zachować czyste konto - jak w dwóch pierwszych meczach - i zrobić wszystko, żeby uniknąć straty jakiejkolwiek bramki. Ale taki jest hokej. Kto popełnia więcej błędów, ten przegrywa mecz. Tym razem my te błędy popełniliśmy.
Chciałam zapytać Cię o jeszcze jedną sytuację, kiedy przy stanie 2:2 krążek po strzale Łopuskiego - powiedzmy: zatańczył na linii bramkowej. W przerwie odtworzono zapis wideo i sędzia zdecydował, że tego gola nie było.
Z mojej perspektywy, bramkarza, ciężko było stwierdzić, czy bramka była, czy nie, a powiem szczerze, że nie widziałem powtórek i myślę, że nie zobaczę ich prędko, bo nie mam ochoty tego meczu oglądać. Widziałem go na żywo i to mi wystarczy. Ale z tego, co mówili mi najbliżsi, bo widzieli to w telewizji, wynika, że gol był zdobyty prawidłowo i krążek przekroczył o spory kawałek linię bramkową. Tak że tutaj na pewno niesłuszna decyzja sędziego.
Zresztą co do drugiej bramki dla Korei... to też kontrowersyjna sytuacja. Tak naprawdę był tam jakiś metrowy spalony i nie został odgwizdany.
Ten mecz to już przeszłość, przegraliśmy, Koreańczycy cieszą się z awansu. Nam trochę na osłodę pozostały tytuły dla najlepszych zawodników mistrzostw - dla obrońcy Adama Borzęckiego i napastnika Marcina Kolusza.
Na pewno się z tego cieszą i my też cieszymy się z tego, że mieliśmy najlepszego napastnika i najlepszego obrońcę.
Jest mi przykro, że nie zostałem najlepszym bramkarzem - mimo najlepszej średniej obronionych strzałów. Ale cieszy mnie to, że dziennikarze wybrali mnie na najlepszego bramkarza.
Chciałam zapytać Cię jeszcze o samą organizację turnieju - Krynica się dobrze spisała?
Myślę, że tak. Nie było większych zastrzeżeń organizacyjnych, wszystko przebiegało tak, jak miało przebiegać. Inne drużyny - z tego, co widziałem - też były zadowolone. Jedynym mankamentem organizacyjnym był lód, który od pierwszego do ostatniego meczu pozostawiał wiele do życzenia. Ale na pewno nie będziemy na to zwalać, każdy miał takie same warunki.
Fajnie, że na ostatni mecz kibice przybyli tak licznie...
Pięknie się zachowali zresztą.
Tak. Dziękujemy kibicom za wsparcie do samego końca i za oklaski po meczu mimo przegranej.