Mikołaj Marczyk i Szymon Gospodarczyk w weekend zajęli czwarte miejsce w Rajdzie Walii. Ciągle są w walce o tytuł rajdowych wicemistrzów Europy. O tym, co już wydarzyło się w tym sezonie i o tym, co jeszcze się wydarzy Patryk Serwański z redakcji sportowej RMF FM porozmawiał z Miko Marczykiem.
Mikołaj Marczyk i Szymon Gospodarczyk mają już za sobą siedem zagranicznych rajdów zaliczanych do mistrzostw Europy. Sezon zaczęli na Węgrzech. Później były: Wyspy Kanaryjskie, Szwecja, Estonia, Włochy, Czechy i Walia. Załoga nie stanęła jeszcze na podium, ale w klasyfikacji generalnej sezonu zajmuje trzecią lokatę.
Gdybym miał określić ten trwający sezon jednym wspólnym mianownikiem, jednym słowem to powiedziałbym, że jest wymagający. Moje oczekiwania związane ze sportowym perfekcjonizmem i doświadczeniem z dwóch lat startów w mistrzostwach Europy powodowały, że liczyłem na więcej. Liczyłem, że będziemy walczyć o najwyższe pozycje na poszczególnych rajdach. Nie brałem pod uwagę tej naszej dwuletniej przerwy w cyklu i nowych rajdów, które pojawiły się w kalendarzu - skomentował Mikołaj Marczyk.
Jak dodał polski rajdowiec, sezon jest bardzo specyficzny. W siedmiu rajdach wygrało siedmiu różnych zawodników. Na wielu imprezach było nam trudno rywalizować z lokalnymi zawodnikami świetnie znającymi specyfikę konkretnych rajdów. Początek sezonu był więc zimnym prysznicem. Później zacząłem grać kartami, które miałem: doświadczeniem, regularnością, brakiem błędów, punktowaniem. To dało efekty - opowiada Mikołaj Marczyk.
W siedmiu rajdach cyklu FIA ERC wygrywało siedmiu różnych kierowców. Często zwyciężali zawodnicy, którzy startowali tylko w lokalnym rajdzie. Oliver Solberg wygrał Rajd Szwecji, Georg Linnamae był najlepszy w Estonii. Andrea Crugnola zwyciężył w Roma di Capitale, a Dominik Stritesky w czeskim Rajdzie Barum. Francuz Yoann Bonato wystartował tylko w Rajdzie Wysp Kanaryjskich i go wygrał.
Załogi, które regularnie jeżdżą w mistrzostwach Europy często zajmowały niższe pozycje. Na czym polegała przewaga tych lokalnych, choć też znanych rajdowców?
Ci lokalni zawodnicy startują na tych imprezach rok w rok. Nawet topowi kierowcy w debiucie, jak na przykład Mads Ostberg na Roma di Capitale nie jest w stanie powalczyć z Andrea Crugnola, który jest świetnym wyścigowym, włoskim kierowcą dysponującym dobrym autem na te trasy, świetnymi ustawieniami, bo specjalizuje się tylko w tych przyczepnych, równych asfaltach. Walka z takimi kierowcami jest obarczona dużym ryzykiem. Tu trzeba doceniać 4, 5, 7 miejsce i punkty power stage. To wszystko ostatecznie ma znaczenie - mówił Marczyk
Jak dodaje, to nie jest stała tendencja. Każdy sezon jest inny. Czasami dominuje jeden kierowca, a czasami jak w 2019 roku - mistrzem zostaje Chris Ingram, który wtedy nie odniósł żadnego zwycięstwa. W tym sezonie liderem jest Haydon Paddon. Wygrał tylko w Walii kilka dni temu.
W zakończonym kilka dni temu Rajdzie Walii polska załoga zajęła czwarte miejsce. Szkoda, bo do drugiej lokaty zabrakło nieco ponad 7 sekund, a do trzeciej lokaty niespełna pięciu.
Jak skomentował wynik polski rajdowiec? Absolutnie jest sportowa złość i niedosyt. Przez całą niedzielę tasowaliśmy się pomiędzy drugim i czwartym miejscem. Do ostatniego odcinka ruszaliśmy zajmując drugie miejsce, ale to była trochę oponowa ruletka. Warunki były zmienne. Wyjeżdżając z serwisu zdecydowaliśmy się na bardziej deszczowe opony. One świetnie spisały się na pierwszej części tej pętli, ale na ostatnim odcinku trasa już przeschła i nie byliśmy tak konkurencyjni w porównaniu do kierowców, którzy zdecydowali się na inne opony. Niestety, nie udało się obronić drugiej lokaty i rzeczywiście to może mieć znaczenie na koniec sezonu, bo kilka sekund przesądziło o ważnych punktach klasyfikacji generalnej - mówił Marczyk.