Lewis Hamilton wygrał wyścig Formuły 1 o Grand Prix USA. Brytyjczyk na 20 okrążeń przed końcem wyprzedził Sebastiana Vettela, który zajął drugie miejsce. Podium uzupełnił Fernando Alonso, który wciąż ma szansę na mistrzowski tytuł.
Już początek wyścigu zwiastował, że kibice zobaczą na torze Austin zaciętą walkę. Tradycyjnie świetnie wystartował Sebastian Vettel, który utrzymał pierwsze miejsce, na drugie przebił się jego kolega z zespołu Mark Webber, a za dwójką z RedBulla jechał Lewis Hamilton. Tuż za nimi znalazł się Fernando Alonso, który awansował o trzy pozycje. Hiszpan wystartował ostatecznie z siódmego pola, bo skrzynie biegów musieli wymienić Grosjean i Massa - część ekspertów twierdzi, że było to specjalne zagranie ze strony Ferrari, by ułatwić zadanie Hiszpanowi.
Po kilku okrążeniach udany atak przeprowadził Hamilton, który poradził sobie z Webberem i awansował na drugą lokatę. Choć przewaga Niemca była już spora, to kierowca McLarena nie odpuścił i stopniowo zbliżał się do lidera wyścigu.
Wielkiego pecha miał natomiast Webber. Australijczyk zgłosił przez radio problemy z bolidem i chwilę później z powodu awarii musiał zrezygnować z dalszej jazdy.
Do niewielkich przetasowań w stawce doszło po pierwszych wizytach w boksie. Trzecie miejsce stracił Alonso, który na twardszej mieszance jechał dużo wolniej i został wyprzedzony przez Buttona, który jednak jeszcze nie odwiedził swoich mechaników. Brytyjczyk próbował zbudować dużą przewagę, ale gdy już zmienił opony to spadł za Alonso. Tymczasem coraz szybciej podróżował jego kolega z zespołu. Hamilton na każdy okrążeniu odrabiał dziesiątki sekundy do Vettela i na półmetku wyścigu był tuż za Niemcem. Bardzo długo trwał ten pościg, ale mistrz świata w końcu skapitulował - na 43. okrążeniu Hamilton został liderem wyścigu.
W niezmienionej kolejności zawodnicy dojechali do mety co oznacza, że mistrza świata wyłoni ostatni wyścig sezonu, który za tydzień zostanie rozegrany w Brazylii. W najlepszej sytuacji jest oczywiście Vettel, który ma 13 punktów przewagi nad Alonso. Zespół Red Bulla ma jednak powody do radości, bo dziś przypieczętował kolejny tytuł mistrza świata konstruktorów.