Punkt na wagę brązowego medalu EuroBasket 2009. 57:56 - takim właśnie wynikiem zakończył się mecz o trzecie miejsce koszykarskich mistrzostw Europy; w Katowicach Grecy pokonali Słowenię - 16:13, 15:11, 11:13, 15:19. Jednym z sędziów prowadzących mecz Grecja - Słowenia był Polak Marek Ćmikiewicz.
Przed meczem zastanawiano się, czy Słoweńcy, którzy w sobotni wieczór w pechowych okolicznościach (część obserwatorów przyznaje, że na własne życzenie) przegrali w półfinale z Serbią, zdołają zmobilizować się na "finał pocieszenia".
Długo wydawało się, że nie. Podopieczni Jure Zdovca przez prawie trzy kwarty trafiali zaledwie co czwarty rzut, a pod bronioną tablicą nie mieli sposobu na zatrzymanie Sofoklisa Schortsanitisa i Ioannisa Bourousisa.
W czwartej minucie trzeciej "ćwiartki" po akcji 2+1 zwanego z racji swoich gabarytów "Baby Shaq" Schortsanitisa Grecy prowadzili 36:26 i zanosiło się na pewne zwycięstwo ekipy prowadzonej przez trenera Jonasa Kazlauskasa.
Słoweńcy w kolejnych minutach wreszcie zaczęli łapać swój styl gry. Celniej zaczęli rzucać Erazem Lorbek i Jaka Laković i przewaga Grecji w czwartej kwarcie stopniała do zaledwie jednego punktu (47:46).
Radość niedawnych rywali Polaków z łódzkiej grupy F nie trwała jednak długo. Ponownie uaktywnił się pod atakowanym koszem Schortsanitis, a grecka obrona nie pozwalała już na tak wiele słoweńskim liderom (51:46).
Na dwie minuty przed końcem nadzieję w serca kibiców wlał jeszcze celną trójką Laković (51:49), ale 90 sekund później tym samym odpowiedział Antonios Fotsis (54:49). Słowenia zdołała znów zbliżyć się na dystans jednego punktu (57:56), ale równo z końcową syreną z ośmiu metrów nie trafił Bostjan Nachbar i Grecy mogli się cieszyć z medalu!
INTERIA.PL