Policjanci przesłuchują świadków, którzy mogą mieć informacje istotne dla wyjaśnienia tragicznych wydarzeń, do jakich doszło w Skale na Dolnym Śląsku. Dwóch mężczyzn zginęło, a jeden z ranami postrzałowymi trafił do szpitala. Na miejscu pracują funkcjonariusze z laboratorium kryminalistycznego.
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w poniedziałek 30 stycznia około 9:00 rano.
Strażacy odebrali zgłoszenie o pożarze budynku wielorodzinnego oraz pomieszczeń gospodarczych. Służby znalazły na miejscu martwego 51-latka i przytomnego 69-latka, z raną postrzałową klatki piersiowej. Mężczyzna został przetransportowany do legnickiego szpitala.
Wszystko wskazuje na to, że strzały do obu mężczyzn - do ojca i do sąsiada, który zmarł - oddał 39-latek, który zabarykadował się w budynku. Próbowali się z nim porozumieć policyjni negocjatorzy. W akcję zaangażowani byli też kontrterroryści.
Przez długie godziny trwały jednoczesne próby ugaszenia pożaru i przeprowadzenia działań policyjnych. Kontrterroryści przekonywali mężczyznę, by dobrowolnie opuścił dom. Bezskutecznie. W końcu podjęto decyzję o wejściu oddziału do budynku. Tam znaleźli ciało mężczyzny - 39-letniego mieszkańca Skały.
Śledczy pod nadzorem prokuratora prowadzili na miejscu szczegółowe ustalenia.
Dziś zaplanowano oględziny miejsce zdarzenia z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa oraz funkcjonariuszy z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Policjanci przesłuchują świadków - poinformowała rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Jaworze asp. szt. Ewa Kluczyńska.
Ciała zmarłych osób, po decyzji Prokuratora Rejonowego w Jaworze, zostały przekazane do sekcji zwłok, która ma się odbyć w czwartek i będzie kluczowa w ustaleniu przyczyny zgonu obu mężczyzn.
Trwa ustalanie przyczyny tego tragicznego zdarzenia i udziału w nim poszczególnych osób. Wszystko wskazuje na to, że 39-latek, który zabarykadował się w budynku, najpierw oddał strzały do ojca i do sąsiada, który zmarł, a potem odebrał sobie życie. Jak nieoficjalnie dowiedziała się reporterka RMF FM Martyna Czerwińska sąsiad próbował przerwać toczący się rodzinny dramat.