30 stycznia 1945 roku Bałtyk stał się miejscem jednej z największych katastrof morskich w historii. Niemiecki statek "Wilhelm Gustloff", płynący z Gdyni, został zatopiony przez sowiecki okręt podwodny. Szacuje się, że w wyniku tej tragedii życie mogło stracić niemal 10 tysięcy osób.

Ewakuacja zamieniona w tragedię

"Wilhelm Gustloff" był częścią operacji ewakuacyjnej niemieckich żołnierzy i cywilów uciekających przed Armią Czerwoną. Jak podkreśla dr Marcin Westphal z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, co miało być zaplanowaną ewakuacją, szybko przerodziło się w chaotyczną ucieczkę. W okresie od stycznia do maja 1945 roku w ewakuacji uczestniczyło 790 statków i okrętów, co świadczy o ogromie tej operacji.

Statek wypłynął z Gdyni w godzinach popołudniowych i został zaatakowany na wysokości Łeby przez okręt podwodny dowodzony przez kapitana Aleksandra Marineskę. Zaskakujący był sposób ataku - zamiast atakować od strony otwartego morza, Marinesko zdecydował się na manewr bliżej brzegu. Trzy z czterech wystrzelonych torped trafiły w cel, co doprowadziło do tragedii.

Skala tragedii

W wyniku ataku i następującej paniki na pokładzie wiele osób zginęło, zostało stratowanych lub utonęło w lodowatej wodzie Bałtyku. 

Dokładna liczba ofiar nie jest znana, ale szacunki mówią o prawie 10 tysiącach zmarłych. "Wilhelm Gustloff" nie był statkiem szpitalnym, jak niektórzy mogą przypuszczać, lecz pełnił funkcję okrętu wojennego, co dawało kapitanowi Marinesce pełne prawo do ataku.

Wrak jako mogiła wojenna

Dziś wrak "Wilhelma Gustloffa" leży na głębokości 45 metrów, kilkanaście mil na północny wschód od Łeby. Miejsce to zostało uznane za mogiłę wojenną, co oznacza zakaz nurkowania w jego pobliżu. 

Tragedia "Gustloffa" nie była jedyną taką katastrofą na Bałtyku podczas II wojny światowej, ale jest jedną z najbardziej tragicznych i pamiętanych.