Nie ma szturmu turystów na majówkę nad morzem. Właściciele obiektów noclegowych liczyli na dobry start sezonu turystycznego, na odbicie branży po pandemii, tymczasem nie mają wielu rezerwacji. Turystów odstraszają wydatki i pogoda.
Turyści coraz rzadziej planują wypad na majówkę, częściej decydują się na niego spontanicznie. Do tego są bardzo ostrożni i zwracają uwagę na koszty. Sektor turystyczny, który liczył na odbicie po ostatnich chudych latach, nie ma powodów do zadowolenia.
Na ten moment mamy ok. 60 proc. obłożenia. Szykujemy się na 80 - 85 proc. W tamtym roku było dużo rezerwacji na ostatnią chwilę i w tym roku jest dokładnie tak samo. Majówka last minute - mówi Magdalena Ziętek, kierownik Dune Beach Resort w Mielnie. Jesteśmy pytani o atrakcje hotelowe, bo turyści obawiają się kapryśnej pogody. Atrakcyjność obiektu staje się nawet ważniejsza od ceny - mówi Magdalena Ziętek.
Cena dla turystów wciąż pozostaje bardzo ważna. Roman Kucierski, dyrektor pięciogwiazdkowego hotelu Hamilton w Świnoujściu przyznaje, że turyści z Niemiec na majówkę do Polski przyjeżdżają chętnie. Obłożenie krajowe to zaledwie 25 proc.
Majówka póki co nas rozczarowuje. Również pogoda nie zwiastuje, że to będzie ciepły czas. Kalendarzowo wydawałoby się, że to będzie idealne rozpoczęcie sezonu letniego. Kiedy można było wziąć jeden czy dwa dni urlopu i wypoczywać dłużej, to ludzie chętnie korzystali. Teraz pobyty skróciły się do maksymalnie dwóch-trzech dni. Mamy paradoksalnie większe obłożenie na dni 28-30 kwietnia niż 1-3 maja - mówi Roman Kucierski. Cena jest priorytetem dla turystów. Pytają o rabaty. Nie ma co ukrywać, że wzrost cen nad morzem jest odczuwalny. To średnio ok. 15 proc. rok do roku - dodaje Kucierski.
Jak mówi Prezes Północnej Izby Gospodarczej Hanna Mojsiuk, po słabszych latach 2020-2021, turystyka ma nadzieje, że sezon 2023 będzie nareszcie czasem, gdy turyści będą licznie przybywać nad morze.
Zmiennych jest wiele. Inflacja wciąż nie odpuszcza i zmusza nas do oszczędności. Inna sprawa to np. zakończenie Bonu Turystycznego czy wciąż wisząca nad nami wizja wojny w Ukrainie. To wszystko może składać się na decyzje o rezygnacji z wyjazdów majówkowych czy nawet wakacyjnych - mówi Hanna Mojsiuk.
Silna turystyka to podstawa zdrowej gospodarki Pomorza Zachodniego. Musimy mieć nadzieje, że ludzie przyjadą. Osobiście uważam, że promocja naszych atrakcji turystycznych w innych regionach w Polsce powinna być silniejsza - wskazuje Mojsiuk.
Ekonomista prof. Jarosław Korpysa przekonuje, że turystów nad polskim morzem w sezonie letnim nie zabraknie. Ceny usług hotelowych i gastronomii będą jednak determinować, czy turyści zostaną na dłużej czy będą decydować się na jednodniowe albo tylko weekendowe wypady.
Zarezerwowanych jest średnio 50 proc. miejsc noclegowych nad polskim morzem. Statystycznie niestety Polacy coraz rzadziej decydują się na wyjazdy turystyczne na majówkę. Szacuję, że to będzie liczba ok. 15 proc. Polaków, a reszta zostanie w mieście lub np. na działkach czy w ogrodach. Oszczędzamy na majówce po to, by wyjechać na droższe wakacje - mówi prof. Jarosław Korpysa.
Przed nami więc kolejne "paragony grozy" i kolejne dyskusje na temat cen w kurortach turystycznych. To zupełnie niepotrzebne. Mówienie o rekordowych cenach nad morzem to trochę szukanie sensacji. Ceny rosną, to nie jest nic odkrywczego. Strach konsumentów przed wysokimi cenami może powodować, że ludzie nie pojadą wypoczywać, bo stwierdzą, że jednak lepiej oszczędzać - dodaje prof. Jarosław Korpysa.
Najpilniej potrzeba rąk do pracy w sektorze gastronomicznym i hotelarstwie. Eksperci zauważają, że wiele firm "obudziło się z letargu" dopiero w okolicy świąt wielkanocnych i teraz prowadzone są szybkie rekrutacje.
Nie jest łatwo znaleźć szybko pełną obsadę do restauracji, lodziarni czy do baru. Gastronomia zorientowała się dość późno, że po długiej zimie, klienci mogą być chętni do spędzenia majówki nad morzem. Poszukiwane są kelnerki, pomoce kuchenne, a kucharze, którzy mieli dotychczas umowy od czerwca ściągani są do pracy nad morzem już od 28 kwietnia. Nie wszyscy się zgadzają, więc niektórych ściąga się "na zastępstwo" chociaż na miesiąc, oferując bardzo atrakcyjne stawki - mówi Anna Sudolska, ekspert rynku pracy.
Czy nowy sezon przyniesie w gastronomii rekordowe zarobki? Na to się nie zanosi. Orientacyjne propozycje są niższe niż rok temu.
Nie ma rekordów. W ubiegłym sezonie mówiliśmy nawet o 50 złotych za godzinę pracy kucharza. Obecnie te stawki - owszem przekraczają 10 tysięcy złotych miesięcznie - ale to nie jest, tak wysoki poziom propozycji jak rok temu. Bary szybkiej obsługi, lodziarnie czy kawiarnie proponują zarobki netto od 4 do 8 tysięcy złotych w zależności od doświadczenia i lokalizacji - mówi Anna Sudolska.