Dziki sterroryzowały Strzemieszyce – dzielnicę Dąbrowy Górniczej. Są właściwie wszędzie. Wchodzą na podwórka, przewracają kosze na śmieci, wygrzebują resztki, ostatnio biegały po placu zabaw.

Mieszkańcy dzielnicy co jakiś czas w mediach społecznościowych zamieszczają filmy, na których widać, że dziki czują się w mieście świetnie. W przeciwieństwie do nich, oni coraz bardziej się boją o siebie i dzieci i szukają pomocy w różnych instytucjach.

U mnie do ogrodu weszło kiedyś 30 dzików i siedziały cały dzień. Dzwoniłem do straży miejskiej, do Centrum Zarządzania Kryzysowego, do łowczego, na policję i do Centrum Zarządzania Wojewody. Usłyszałem, jak to nikt nie chce pomóc? Pod 112 proszę zadzwonić - opowiadali reporterce RMF FM mieszkańcy. 

U mnie było 15 dzików, staranowały kojec z kurami, trzy kury zjadły. Codziennie są u mnie, jak nie z jednej strony podwórka, to z drugiej. Nieraz miałem sytuację, że wracam z pracy, otwieram bramę, chce wjechać samochodem i muszę wyjechać, bo dziki chcą wyjść - mówił jeden z mężczyzn. 

Zwierzęta są też widywane w pobliżu placu zabaw. Zdaniem mieszkańców Strzemieszyc samorząd robi w tej sprawie za mało. W Urzędzie Miasta powiedzieli, że to jest normalne, że dziki chodzą, bo tu są tereny zielone. Sześć lat temu nie było takiego problemu - dodają.

Mieszkańcy złożyli skargę na bezczynność prezydenta w tej sprawie.

Prezydent Dąbrowy Górniczej Marcin Bazylak zarzut bezczynności odpiera. Mówi, że wie o problemie i reaguje na sygnały mieszkańców. 

Temat dzików jest mi bardzo dobrze znany. Tak, jak w całej Polsce dotyka również Dąbrowy Górniczej - podkreśla Bazylak i dodaje, że w zeszłym roku myśliwi w Dąbrowy Górniczej odstrzelili prawie 1 tys. dzików. 

Wydajemy środki odstraszające. Zastanawiamy się, jak możemy sobie radzić i przyglądamy się, co dzieje się w innych samorządach. Nie robimy mniej, ale też nie możemy zrobić nic więcej, niż się robi w innych miastach - dodaje prezydent.

Opracowanie: