1 września 1939 roku, kiedy III Rzesza zaatakowała Polskę, w godzinach porannych walki toczyły się już w wielu polskich miastach i wsiach. Atakowane były między innymi posterunki straży granicznej ciągnące się wzdłuż granicy II Rzeczpospolitej. Jedną z pierwszych zaatakowanych na odcinku nadnoteckiego rejonu granicznego była placówka SG w Zelgniewie. Pierwsze strzały padły tam w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939. Walki rozpoczęły się ok. godz. 1:40 w nocy. W RMF FM przybliżamy dziś historię bohaterów, którzy brali udział w tej potyczce.
Jest wiele miejsc, o których mówi się "nasze małe Westerplatte. Dla wielkopolan takim miejscem powinno być właśnie Zelgniewo - mówi mi Dorota Malińska-Janaś, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej im. Straży Granicznej II Rzeczpospolitej w Śmiłowie. Razem z Krzysztofem Knychem, policjantem służącym w Bydgoszczy, napisała książkę o walkach w tych okolicach. Oboje zostali moimi przewodnikami i opowiedzieli historię nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku.
Temat placówki granicznej w Zelgniewie trafił w moje ręce przez przypadek. Szybko udało się skontaktować z badaczami oraz umówić na spotkanie. Po przyjechaniu, najpierw do Śmiłowa, a następnie do Zelgniewa, wysłuchuję historii sprzed 85 lat.
Swoją podróż po Zelgniewie rozpoczynamy przy ewangelickiej dzwonnicy, na której wywieszona została tablica upamiętniająca pograniczników walczących w 1939 roku. Moi przewodnicy wyjaśniają mi, że by zrozumieć jak wyglądały walki w pierwszą wrześniową noc, trzeba cofnąć się w czasie o kolejne lata.
Zelgniewo była sto lat małą miejscowością, która niedawno wróciła do macierzy. Mieszkają tu zarówno Polacy, jak i Niemcy, z tym że ci drudzy w znacznej przewadze. Ok. 70% mieszkańców było pochodzenia niemieckiego - wyjaśnia Dorota Malińska-Janaś. Mieliśmy tu zarówno katolików, jak i ewangelików, a na ulicach słychać było dwa języki: polski i niemiecki. Dzieci uczyły się w jednej szkole w dwóch językach. Była to wówczas miejscowość typowo rolnicza. Wyjątkowo silną społecznością byli ewangelicy. Napięcia rosły, ale życie toczyło się własnym torem.
Zelgniewo to miejscowość położona przed II wojną światową ok. 4-5 km od granicy II Rzeczpospolitej z III Rzeszą. Od 1928 obecna jest tam straż graniczna. Dowódcą placówki został wówczas Marceli Nowak, który miał pod swoją komendą 6 strażników granicznych. Placówki chroniły odcinki 4-5 kilometrowe. Strażnicy sprawdzali czy granica nie jest nielegalnie przekraczana, czy przemycane są towary, ale mundurowi pilnowali też porządku we wsi - tłumaczy Dorota Malińska-Janaś.
Przewodnicy tłumaczą, dlaczego placówka Straży Granicznej w Zelgniewie była tak ważna, zwłaszcza tuż przed wybuchem II wojny światowej. To tu prowadzony był wywiad, rozpoznanie wroga. Kluczowe było też samo położenie miejscowości.
Zelgniewo leży w pobliżu drogi krajowej nr 10, która łączy Piłę i Bydgoszcz. Dziś to jedna z głównych dróg na północy Wielkopolski. Sto lat temu również pełniła bardzo ważną rolę. Bydgoszcz była poważnym garnizonem. Tam stacjonował nasz wywiad i był to też prostu kierunek na Piłę oraz Berlin. Funkcjonariusze musieli sprawdzać cały czas, co dzieje się przy granicy - wyjaśnia Krzysztof Knych.
Mimo różnic kulturowych, językowych i wyznaniowych, życie w Zelgniewie toczyło się dalej. Zawierane były małżeństwa polsko-niemieckie. Dzieci uczyły się w jednej szkole. Niemcy i Polacy potrafili dzielić nawet jedno podwórko. Jednak czuć było narastające napięcia. Czekano tak naprawdę na ten jeden dzień - wyjaśniają autorzy książki "Pierwsza linia obrony - 1939. Historia Placówki Straży Granicznej w Zelgniewie na tle wojennych losów miejscowości i okolic".
Sercem miejscowości jest dzwonnica. Została ona postawiona przez ewangelików w latach 20. XX wieku. Niegdyś miała dwa serca, dziś milczy - mówi Dorota Malińska-Janaś. Na dzwonnicy upamiętniono walczących 1 września 1939 roku.
31 sierpnia 1939 roku dochodzi do pierwszych tragedii w Zelgniewie. Najważniejsze wydarzenia przyniesie zbliżająca się noc, ale to w przeddzień wybuchu wojny Stefan Galiński, jeden ze strażników, zatrzymał mieszkańca Zelgniewa próbującego przekroczyć nielegalnie granicę. Wydarzenie to stało się iskrą podpalającą bardzo krótki lont.
Pierwsze strzały padły w Zelgniewie w nocy z 31 sierpnia na 1 września, krótko po godzinie 1:00. Nie były to zmasowane działania. Nie była to jeszcze oficjalna wojna. To bardziej działania zaczepne, które później przerodziły się w walkę - wyjaśnia Krzysztof Knych, który szczegółowo opisuje przebieg walk w Zelgniewie.
Placówka Straży Granicznej w Zelgniewie znajdowała się w pobliżu skrzyżowania ważnych dróg wylotowych ze wsi. Obecnie jest to budynek mieszkalny. W sierpniu 1939 roku stacjonowało w niej kilku strażników. Z placówki rozpościerał się widok na skrzyżowanie, na którym odbyły się główne walki. Po drugiej stronie skrzyżowania znajdowała się placówka pocztowa. Było to bardzo ważne miejsce - mówią badacze.
Ktoś z żołnierzy rzuca hasło "Niemcy przyszli!" - mówi Krzysztof Knych. Dwóch polskich pograniczników - Antoni Łoboda i Szczepan Ławniczak, wybiega z budynku i szykuje się do walki z czterema Niemcami zmierzającymi w kierunku Zelgniewa. Wywiązała się walka.
Początkowo to polska straż graniczna wyszła z walki zwycięsko. Jednak z czasem wiadome już było, że szala zwycięstwa przechyli się na stronę niemiecką. Strażnicy musieli działać natychmiastowo. Otrzymali konkretne rozkazy. Niestety, nie wszystkim udało się je wypełnić.
Antoni Łoboda i Szczepan Ławniczak zapłacili ogromną cenę za to, co się tutaj wydarzyło. Strażnicy graniczni zgodnie z otrzymanym rozkazem mieli udać się do komisariatu w Wysokiej. Nie wszystkim się udało - opowiada Dorota Malińska-Janaś.
Mówiąc o poległych z tamtej sierpniowo-wrześniowej nocy, badacze nie zapominają o dowódcy placówki - Marcelim Nowaku. Został ranny, ale nie zgodził się na opuszczenie Zelgniewa. Sprowadzono medyka, z którym mógł się wydostać, ale tego nie zrobił. Trafił w końcu do szpitala, gdzie amputowano mu rękę, a następnie do obozu, skąd już nie wrócił - wyjaśnia Malińska-Janaś. Z kolei strażnik Stefan Galiński również został ranny i ewakuowany przez lekarza - dodaje Knych.
Strażnik najpierw trafił do szpitala w Warszawie, a następnie do Rawicza. Złapano go i wywieziono do obozu, skąd w końcu został zwolniony. Jednak z czasem zaczęło interesować się nim gestapo. Został złapany przez pilskie gestapo, postawiono mu zarzuty znęcania się nad niemiecką społecznością. To on złapał i pobił obywatela, próbującego nielegalnie przekroczyć granicę, co zostało mu zapamiętane. Sąd w Bydgoszczy skazał go na karę śmierci.
W czasie walk straży granicznej we wsi doszło do wydarzeń z udziałem cywili. Między godz. 3:00 a 4:00 w Zelgniewie słychać było awanturę w gospodarstwie dwóch niemieckich rodzin - Krause i Marcinkowskich. Według Polaków żyjących wówczas we wsi, to tam mogli przebywać niemieccy dywersanci. W związku z tym tłum Polaków ruszył w to miejsce. Splądrowano domy. Znaleziono jedynie pistolet. Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa. Podziały były jeszcze silniejsze. Ludność polska aresztowała niemiecką.
Granaty zostały wrzucone między innymi do budynku placówki pocztowej. Ponadto strzały padały również w innych częściach miejscowości. Cichym bohaterem tamtych dni został listonosz Franciszek Senger.
Wojny nie przeżyło czterech pograniczników placówki w Zelgniewie. To dowódca i trzech strażników. Życie prawdopodobnie we wsi toczyło się okupacyjnym torem - mówi Krzysztof Knych.
Większość strażników z Zelgniewa została pochowana na cmentarzu w pobliskim Śmiłowie. Niektórzy spoczęli obok siebie, inni w różnych częściach nekropolii. Na ich grobach palą się znicze, widnieją biało-czerwone flagi. Widać, że mieszkańcy pamiętają i są dumni z obrońców granicy.
Ponadto w Śmiłowie odwiedzam też Szkołę Podstawową im. Straży Granicznej II Rzeczpospolitej. Są tam pamiątki po żołnierzach, którzy walczyli we wrześniu 1939 roku. Staramy się pokazać, uczyć i dbać o to, by pamięć o Polakach, walczących w 1939 roku nie zginęła - mówi Dorota Malińska-Janaś, nauczycielka ucząca języka polskiego w tej szkole.