Policja szuka osób, które widziały, jak we wtorek na jeziorze Mikołajskim rodzice wyskakują z łodzi, aby ratować 4-letnią córkę. Dziewczynka miała kapok i nic jej się nie stało. Ciało kobiety i mężczyzny wyłowili w środę strażacy.
Sprawą utonięcia 30-latki i jej o dwa lata starszego męża zajmuje się policja w Mrągowie, pod nadzorem prokuratury. Wciąż poszukiwani są świadkowie zdarzenia. Zależy nam na rzetelnym wyjaśnieniu tej sprawy. Wolnym od domysłów i niepotwierdzonych teorii, dlatego, jeżeli są świadkowie tego zdarzenia, którzy jeszcze nie rozmawiali z policjantami, to prosimy o kontakt - bezpośrednio z komendą w Mrągowie albo z najbliższym posterunkiem policji - mówi aspirant Tomasz Markowski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.
Wiadomo, że do tragedii doszło w południowej części jeziora Mikołajskiego, w pobliżu styku z jeziorem Bełdany. Przepływający tamtędy żeglarze zauważyli kapok. Gdy do niego dopłynęli, okazało się, że jest w nim 4-latka. Według świadków dziewczynka płynęła niewielką motorówką ze swoimi rodzicami. Z nieustalonych przyczyn dziecko wypadło za burtę, a za nią skoczył najpierw ojciec, a potem matka. Dziewczynka dzięki kamizelce ratunkowej utrzymała się na wodzie, niestety jej rodzice zniknęli pod powierzchnią.
Poszukiwania rodziców zakończyły się w środę po południu. Ciało kobiety i mężczyzny znaleziono na głębokości 11 metrów. W tym tygodniu odbędzie się sekcja zwłok, śledczy dokładnie sprawdzą też motorówkę. Wiadomo, że łódź została wypożyczona w Mikołajkach. Miała na pokładzie kamizelki ratunkowe, ale żaden z dorosłych nie miał ich na sobie. To niewielka motorówka, którą można sterować bez patentu motorowodnego, ponieważ moc silnika nie przekracza 10 koni mechanicznych.
Tylko w ciągu kilku dni na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich utonęło pięć osób. Apelujemy o rozwagę, dokładne sprawdzanie pogody, obserwowanie nieba i przede wszystkim zakładanie kamizelek ratunkowych. Osoby, które nie potrafią pływać, powinny pamiętać, że w przypadku wpadnięcia do wody, taka kamizelka uratuje im życie - mówi szef Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jarosław Sroka.