1 sierpnia 1944 roku obok dorosłych do walki w Powstaniu Warszawskim stanęły też dzieci. Najmłodsi uczestnicy narodowowyzwoleńczego zrywu musieli szybko dojrzeć. Wielu z tych, którzy przeżyli, do dziś spotyka się z młodzieżą, opowiadając o tym, co działo się 80 lat temu. "Ja przede wszystkim widzę w nich jakąś wielką odpowiedzialność. Była sprawa do zrobienia, zadanie do wykonania i oni to robili" - mówi reporterce RMF FM Anecie Łuczkowskiej Agnieszka Kuchcińska-Kurcz z Centrum Dialogu "Przełomy" w Szczecinie.

W Powstaniu Warszawskim uczestniczyło około 50 tys. żołnierzy polskiego podziemia. Liczbę dzieci, które wzięły udział w zrywie narodowowyzwoleńczym, trudno określić. Na pewno było ich więcej niż tysiąc, ponieważ tylu chłopców w wieku 11-18 lat dostało się w październiku 1944 r. do niewoli niemieckiej - czytamy na stronie Muzeum II Wojny Światowej. 

Zachowało się wiele fotografii z czasów powstania, które obrazują, że najmłodsi dzielili los dorosłych. Na zdjęciach widać, jak przebiegają ostrzeliwane ulice, napełniają piaskiem worki, które są wykorzystywane do budowy barykad, pomagają rannym i uczestniczą w akcjach gaśniczych.

Mali łącznicy i przewodnicy w kanałach

Od pierwszego dnia wybuchu powstania do dowódców oddziałów zgłaszało się wielu chłopców w wieku 11-18 lat. Niektórzy mieli odpowiednie przeszkolenie - m.in. w Szarych Szeregach. Wielu z nich nabierało jednak doświadczenia dopiero w ulicznych walkach. 

Dowódcy poszczególnych oddziałów ulegali presji ochotników przyjmując od nich przysięgę żołnierza AK i włączając ich do powstańczych szeregów. Kilkunastoletni chłopcy pełnili służbę jako łącznicy, przewodnicy w kanałach, niszczyli butelkami z benzyną niemieckie czołgi, z bronią w ręku pełnili służbę liniową na barykadach - czytamy na stronie Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944. 

Osoby kilkunastoletnie, które brały udział w powstaniu, na pewno musiały szybciej dojrzeć i później żyć z tym przez całe swoje życie. Tym bardziej, że przecież przez te pierwsze lata po powstaniu to nie było proste. Ta pamięć o nim była zakazana, fałszowane albo niepełna - podkreśla Agnieszka Kuchcińska-Kurcz z Centrum Dialogu "Przełomy" w Szczecinie.

Szalona odwaga i determinacja

Historycy podkreślają, że młodzi powstańcy zasłynęli z szalonej odwagi i determinacji.

Wielu z nich w uznaniu zasług bojowych zostało awansowanych na wyższe stopnie wojskowe: st. strzelca, kaprala, plutonowego, sierżanta, a nawet podporucznika. Trzech z nich zostało kawalerami Krzyża Virtuti Militari, a kilkudziesięciu było odznaczonych Krzyżami Walecznych i Krzyżami Zasługi z Mieczami. Wielu z nich zostało rannych lub zapłaciło najwyższą cenę - polegli na polu chwały - czytamy na stronie Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944.

Najmłodszym żołnierzem AK, który otrzymał Order Virtuti Militari V klasy jest Jerzy Bartnik.

Odznaczenia 14-latka dokonał sam gen. Tadeusz Komorowski "Bór". Chłopiec walczył w Powstaniu Warszawskim m.in. na Woli jako członek batalionu AK "Parasol" w Zgrupowaniu "Radosław". W trakcie powstania został ciężko ranny i stracił oko, jednak po operacji powrócił do oddziału. Po upadku powstania trafił do niewoli, gdzie doczekał wyzwolenia przez oddziały brytyjskiej armii. Następnie wstąpił w szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i po wojnie pozostał na emigracji. W 1992 r. na stałe powrócił do Polski - informuje Muzeum II Wojny Światowej. 

"Byli przekonani, że to, co się dzieje, ma sens"

Wielu "małych powstańców" zbliża się dziś do setnych urodzin. Bohaterowie powstania nadal spotykają się z młodzieżą i dzielą historiami, które przeżyli.

Ja przede wszystkim widzę w nich jakąś wielką odpowiedzialność. Była sprawa do zrobienia, zadanie do wykonania i oni to robili. (...) Mówią o strachu, który im towarzyszył, chociaż rzadziej niż o tym, że byli przekonani, że to, co się dzieje, ma sens, że tak trzeba... - mówi Agnieszka Kuchcińska-Kurcz. I dodaje: Im człowiek starszy, tym lepiej pamięta to, co zdarzyło się kiedyś, a nie wczoraj. Wiele z tych osób potrafi z niebywałą precyzją odtworzyć właściwie dzień po dniu - miejsca, w których byli, ulice, którymi szli. (...) Pamiętają twarze, ludzi, pseudonimy. Pamiętają to wszystko, co ich najbardziej zabolało. Albo potem pewnie ulgę, że przeżyli - podkreśla. 

Opracowanie: