Grupa mieszkańców wsi Kieźliny w gminie Dywity pod Olsztynem złożyła do gminy pismo, w którym poprosiła o usunięcie z ich wsi głazu poświęconego sowieckiemu żołnierzowi Piotrowi Diernowowi. Gmina zapowiedziała, że zasięgnie w tej sprawie opinii wojewody.
Petycja wpłynęła kilka dni temu, więc na dziś tego, jak będzie rozstrzygnięta ta sprawa, nie możemy jeszcze przesądzić - powiedział kierownik Referatu Innowacji i Informacji Urzędu Gminy w Dywitach Jacek Niedzwiecki. Ponieważ w gestii gminy, czyli samorządu lokalnego, nie leży polityka zagraniczna, władze samorządowe zasięgną w tej sprawie rady wojewody warmińsko-mazurskiego - dodał.
Gmina Dywity uznała tę sprawę za związaną z polityką zagraniczną m.in. dlatego, że do głazu poświęconego sowieckiemu żołnierzowi w styczniu przyjechała delegacja rosyjskiej ambasady, wówczas złożono tam kwiaty.
Petycją zajmuje się również zespół prawny naszego urzędu. Ze swojej strony na pewno będziemy starali się rozważyć wszelkie możliwe aspekty tej sprawy oraz wziąć pod uwagę oczekiwania mieszkańców naszej gminy - dodał Niedzwiecki.
Chodzi o duży narzutowy głaz ustawiony na betonowej platformie we wsi Kieźliny nad brzegiem rzeki Wadąg. Na kamieniu wyryty jest napis: "Tu poległ 23 stycznia 1945 roku o wyzwolenie Warmii i Mazur Piotr Diernow, bohater Związku Radzieckiego. Cześć jego pamięci".
Rzecznik prasowy wojewody warmińsko-mazurskiego Krzysztof Guzek powiedział PAP, że głaz nie znajduje się w miejscu publicznym i jako taki nie podlega ustawie dekomunizacyjnej, której przestrzegania pilnują służby wojewody. Ale jeśli gmina Dywity oficjalnie poprosi nas o opinię, to oczywiście sprawa będzie przeanalizowana i samorząd otrzyma odpowiedź - zapewnił PAP Guzek.
Głaz w Kieźlinach nawiązuje do wydarzeń związanych z przejściem przez ówczesne Prusy Wschodnie Armii Czerwonej. Wojska radzieckie 23 stycznia 1945 roku forsowały rzekę Wadąg w rejonie Dywit i Kieźlin. Natrafili na zdecydowany opór. Jak podaje strona internetowa Gminnego Ośrodka Kultury w Dywitach "według przekazów radzieckich Niemcy umieścili na pagórku ciężki karabin maszynowy i zadawali atakującym ich Rosjanom poważne straty. Potem umocnione wzgórze z biegiem lat przerodziło się w opowieściach w bunkier".
Szeregowy Piotr Diernow miał po przekroczeniu rzeki Wadąg podkraść się do CKM-u i własnym ciałem zasłonić wylot lufy. "Ogień karabinowy został przerwany, a wtedy czerwonoarmiści ruszyli do ataku i zdobyli pozycje niemieckie. Tak w skrócie przedstawia się historia, którą promowano oficjalnie za czasów PRL-u od lat 60." - napisano na stronie GOK Dywity.
Jak też dodano, z relacji żołnierza, który brał udział w tej bitwie wiadomo, że dwóch żołnierzy radzieckich, młodszy i starszy, rzeczywiście próbowało przekroczyć rzekę. "Niemcy zaczęli do nich strzelać. Młodszy został trafiony, starszy się wycofał do lasu. W tym miejscu po stronie niemieckiej nie tylko nie było żadnego bunkra, ale prawdopodobnie nawet umocnionego stanowiska ciężkiego karabinu maszynowego" - podaje dywicki dom kultury. Zaznacza, że "wszystko wskazuje na to, że mit o bohaterskiej śmierci Piotra Diernowa, który jest postacią autentyczną i po śmierci został pochowany na cmentarzu wojskowym przy ulicy Szarych Szeregów w Olsztynie, został stworzony specjalnie do celów propagandowych".
Diernowowi pośmiertnie nadano tytuł Bohatera Związku Radzieckiego.
Przez wiele lat jedna z ulic w Dywitach nazwana była na cześć Diernowa, obecnie jest to ulica poświęcona Janowi Pawłowi II.