"Strona niemiecka zgodziła się, aby przekazane przez nią zestawy Patriot były wpięte w polski system dowodzenia, będą one dowodzone przez dowódców Wojska Polskiego. Rozmowy dotyczą rozmieszczenia zestawów na Lubelszczyźnie" – przekazał w rozmowie z TVP1 szef ministerstwa obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
W ubiegłym miesiącu po tym, jak w Przewodowie spadła najprawdopodobniej ukraińska rakieta, minister obrony Niemiec Christine Lambrecht zaproponowała Polsce wsparcie, obejmujące systemy obrony przeciwlotniczej Patriot i myśliwce Eurofighter, które strzegłyby polskiej przestrzeni powietrznej.
Szef MON Mariusz Błaszczak zwrócił się do strony niemieckiej, aby proponowane Polsce baterie Patriot zostały przekazane Ukrainie. W odpowiedzi niemiecka minister obrony stwierdziła, że proponowane Polsce "Patrioty są częścią zintegrowanej obrony powietrznej NATO, co oznacza, że mają zostać rozmieszczone na terytorium NATO".
Po kilku dniach Błaszczak poinformował, że rozpoczęły się rozmowy w sprawie rozmieszczenia Patriotów w Polsce. "Po rozmowie z niemieckim MON, z rozczarowaniem przyjąłem decyzję o odrzuceniu wsparcia dla Ukrainy. Rozmieszczenie Patriotów na zachodniej Ukrainie zwiększyłoby bezpieczeństwo Polaków i Ukraińców. Przystępujemy więc do roboczych ustaleń ws. umieszczenia wyrzutni w Polsce i wpięcia ich w nasz system dowodzenia" - poinformował szef MON na Twitterze.
Wczoraj w programie "Gość Wiadomości" wicepremier zdradził szczegóły ustaleń między Polską a Niemcami. Skoro nie ma woli ze strony niemieckiej (by przekazać Patrioty Ukrainie), to rozmawialiśmy na temat usytuowania tych zestawów w Polsce, na Lubelszczyźnie - powiedział Błaszczak odnosząc się do rozmowy z niemieckim ministerstwem obrony.
Dopytywany, ile Patriotów ma trafić do Polski, odparł, że to jest sprawa otwarta. Bo mówimy o trzech jednostkach, a nie trzech bateriach (...) początkowo miały być trzy jednostki, okazało się później, że to jest osiem wyrzutni, teraz do końca jeszcze nie wiemy - zaznaczył Błaszczak.
Ale co jest najistotniejsze w tym wszystkim, (to jest to), że strona niemiecka zgodziła się, aby ten system był wpięty w polski system dowodzenia, więc to polski dowódca operacyjny będzie decydował o użyciu tej broni i to jest bardzo ważne (...). Będą one dowodzone przez dowódców Wojska Polskiego - podkreślił szef MON wskazując, że to on wywierał na stronę niemiecką presję w tej kwestii.