100 lat temu, 13 lipca 1924 r., Władysław Reymont otrzymał literacką nagrodę Nobla. Nagrodzona została czterotomowa powieść "Chłopi", która opowiada o życiu mieszkańców wsi Lipce Reymontowskie. W środę Lipce świętowały! Uroczyste obchody rozpoczęło złożenie kwiatów przed pomnikiem Reymonta. Później przyszedł czas na okolicznościowe przemówienia, a na zakończenie uczniowie szkół podstawowych z terenu gminy wystawili scenki z wybranych fragmentów powieści.

Uczniowie wystawili drugą część wesela Boryny. Część z nich przedstawiała swoje kwestie, inni tańczyli. Jedna z uczestniczek w rozmowie z reporterką RMF FM Magdaleną Grajnert przyznała, że jej rola jest skromna, bo polega jedynie na skubaniu gęsi.

W trakcie przedstawienia wykorzystano m.in. ubrania otrzymane w spadku po przodkach. Jedna z dziewczynek zaprezentowała się w sukience, w której 70 lat temu jej prababcia brała ślub.

Te stroje mają taki ważny atut i tak naprawdę tym wszystkim podtrzymujemy tę tradycję, która tutaj w Lipcach żyje - usłyszała nasza reporterka.

Uczestnicy wydarzenia przyznawali, że Reymont jest obecny w miejscowości na co dzień.

Być może najlepiej pamiętają o "Chłopach", bo rzeczywiście jesteśmy z tego dumni, że były opisywane historie mieszkańców Lipiec. Obserwacje Reymonta przeniesione na książkę, która otrzymała nagrodę Nobla w niełatwych czasach, to jest na pewno dla nas duma - przyznała jedna z obecnych w środę w Lipcach.

Nobel dla Reymonta. "Prawdziwy epos prozą"

13 listopada 1924 roku Akademia Szwedzka przyznała Literacką Nagrodę Nobla Władysławowi Reymontowi za powieść "Chłopi".

W uzasadnieniu werdyktu z 1924 r. Komitet Noblowski pisał, że "Chłopi" to arcydzieło, "prawdziwy epos prozą"; podkreślano uniwersalizm powieści, archetypiczność postaci, harmonię kompozycji, epicki rozmach, plastyczność obrazowania. Ujęła akademików prawda o polskim ludzie - jakkolwiek ją rozumieli - oraz prawda o człowieku w ogóle: jego namiętnościach, lękach, nadziejach, pragnieniach, troskach. Nade wszystko jednak dostrzegli w "Chłopach" mocną wiarę w potęgę życia - pisano, że to "potężny hymn na cześć życia", co w okresie wychodzenia Europy z powojennej traumy mogło mieć dla werdyktu niebagatelne znaczenie - powiedziała PAP literaturoznawczyni dr. hab. Beata Utkowska, profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Był to drugi w historii literacki Nobel dla polskiego pisarza - 20 lat wcześniej nagrodę otrzymał Henryk Sienkiewicz za powieść o początkach chrześcijaństwa "Quo vadis"

Reymont poczuł... rozgoryczenie

Literaturoznawczyni z Uniwersytetu Łódzkiego prof. dr hab. Dorota Samborska-Kukuć wspomina, że ogłoszony 13 listopada 1924 roku werdykt Komitetu Noblowskiego u samego nagrodzonego zamiast radości wywołał rozgoryczenie.

"Oszołomiony jestem tą niespodzianką. I w takich okolicznościach przyszła, że wygląda na gorzką ironię życia. Bo na cóż mi to wszystko? Chory jestem, miałem świeżo zapalenie płuc, jeszcze z trudem przechodzę z pokoju do pokoju. Żyję odosobniony i na srogiej diecie. Odszedłem wewnętrznie od świata i od spraw jego. Nieznany wczoraj i lekceważony nawet przez rodaków, dzisiaj muszę brać pozę i twarz sławnego człowieka. Czy to nie warte śmiechu?" - napisał Reymont 14 listopada w liście do przyjaciela, dziennikarza Wojciecha Morawskiego.

"Nagroda Nobla, pieniądze, sława wszechświatowa i człowiek, który bez zmęczenia wielkiego nie może się rozebrać. To istna ironia życia. Urągliwa i prawdziwie szatańska" - to z kolei słowa z listu do Alfreda Wysockiego.

W późniejszej korespondencji, gdy pisarz nieco oswoił się ze swoją sytuacją, nadal pisał do przyjaciół, że nagroda "spadła na niego jak kamień" i że doznaje w związku z nią "przytajonych głęboko upokorzeń". Te często przytaczane cytaty pokazują, że Reymont był rozgoryczony i przygnębiony, bo nagroda i uznanie przyszły nie wtedy, kiedy powinny. Zaledwie 57-letni wówczas pisarz był tak schorowany, że nie był w stanie uczestniczyć w ceremonii w Sztokholmie i w jego imieniu nagrodę odebrał polski przedstawiciel dyplomatyczny w Szwecji Alfred Wysocki.