"Zespół doświadczonych himalaistów czeka w bazie pod K2. Jest tam wśród nich ratownik medyczny, jest ratownik goprowski. Pozostali uczestnicy wyprawy również przeszli szkolenia z pomocy sobie i partnerom, robienia zastrzyków, używania apteczki, sprowadzania w dół, asekuracji. To wszystko mają za sobą i są przygotowani. Muszą tylko przelecieć do bazy pod Nanga Parbat. Denis Urubko też dołączył do tej ekipy i oczekuje na możliwość przelotu" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem Jerzy Natkański - himalaista i szef Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki. O poranku śmigłowce mają zabrać pod Nanga Parbat co najmniej 4 uczestników polskiej zimowej wyprawy na K2. Na pomoc powyżej 7000 metrów czekają Polak Tomasz Mackiewicz i Francuzka Elisabeth Revol.
Michał Rodak: Co na ten moment wiemy o sytuacji na Nanga Parbat?
Jerzy Natkański: Wiemy o tym, że jest przygotowany zespół ratowniczy, który czeka na możliwość przelotu z bazy pod K2 - z zespołu wspinającego się w ramach zimowej, narodowej wyprawy na K2. Wiemy, to są takie najpewniejsze informacje, bo jest mnóstwo niepotwierdzonych, że Elisabeth Revol i Tomek Mackiewicz są na 7200 metrów. To jest w tej chwili konkret.
Pojawiają się z różnych pakistańskich źródeł jakieś sprzeczne informacje, różne też niesprawdzone... Pojawił się sygnał między innymi, że Elisabeth miała zacząć schodzić, a Tomek został u góry. To się nie potwierdza.
Tak, tu trzeba wiedzieć, że ta informacja przechodzi taką długą linię i jest mnóstwo możliwych przekłamań po całej tej drodze. Ona prawdopodobnie - tak się robi - porozumiewa się przy pomocy smsów. Tu chodzi o oszczędność baterii telefonicznych jak tylko to jest możliwe.
Z nimi, z Elisabeth, jest możliwy jakiś bezpośredni kontakt? Wie pan czy był od niej jakiś sygnał do Pakistańczyków tam w bazie? Czy nie było czegoś takiego?
Z tego, co ja się orientuję, to ona ma telefon satelitarny i porozumiewa się z bazą na dole, ale chyba też z Europą, tak mi się wydaje. Tylko ze względów oszczędnościowych na pewno to wszystko jest za pomocą smsów, więc jest dosyć mocno ograniczone.
Wiemy już teraz coś więcej na temat tego, co tam się tak dokładnie mogło wydarzyć? Bo ostatni sygnał z wczoraj był taki, że są powyżej 8000 metrów i zakrywa ich chmura. To był ostatni moment, kiedy byli widziani z bazy. Coś, jeśli chodzi o odtworzenie tego, co działo się później, już wiemy, czy to jeszcze za wcześnie?
Myślę, że za wcześnie. Wiemy to z informacji ludzi w bazie. Oni to oceniają na 8000. Czy to było 7800 czy 7700 - tego dokładnie nie wiadomo. W tym wszystkim najważniejsze jest, że są tam wysoko i to, że są w tzw. kotle Bazin - między kopułą szczytową a północnym szczytem Nangi Parbat - i że to jest ta wysokość, z której będą schodzić.
Kluczowa informacja jest chyba taka, w jakim oni są stanie. Czy tutaj coś pewnego wiemy?
Tutaj tylko mamy informację, że Tomek ma chorobę wysokościową i ślepotę śnieżną, ale też nie wiemy, jak zaawansowane są te choroby. Ślepota śnieżna nie jest chorobą zagrażającą życiu, ale bardzo mocno utrudnia, wręcz uniemożliwia schodzenie i wszystko musi się odbywać we współpracy z osobą, która sprowadza taką osobę chorą na ślepotę śnieżną. Stosuje się pewnego rodzaju opaski ze szparkami, dziurkami, żeby jednak w jakiś sposób ta osoba mogła coś zobaczyć. Jak mocno posunięta jest ślepota? Jak zaawansowana jest choroba wysokościowa? Tego nie wiemy. Na pewno mieli ze sobą apteczki ratunkowe, zastrzyki, adrenalinę, która w takich sytuacjach jest stosowana i ona też pozwala przez jakiś czas na poprawę sił. Najważniejsza jest przede wszystkim możliwość schodzenia. Każde 100, 200, 300 metrów w dół dodaje sił osobie ratowanej.
Jeśli chodzi o samą jutrzejszą akcję, wiemy, że wcześnie rano mają wyruszyć dwa śmigłowce i cztery osoby. To jest aktualne? Nic się nie zmieniło, jeśli o to chodzi?
Tak, tu się nie zmieniło. Zespół oczekuje w bazie pod K2. Zespół doświadczonych himalaistów. Jest tam wśród nich ratownik medyczny, jest ratownik goprowski. Pozostali uczestnicy wyprawy również przeszli szkolenia z pomocy sobie i partnerom, robienia zastrzyków, używania apteczki, sprowadzania w dół, asekuracji. To wszystko mają za sobą i są przygotowani. Muszą tylko przelecieć do bazy pod Nanga Parbat. Tam decydujące będzie, gdzie ten helikopter będzie mógł ich wysadzić, bo sama baza jest stosunkowo nisko. To jest 4100 metrów. Może pilot helikoptera będzie próbował ich posadzić gdzieś wyżej. Te służby w Pakistanie - helikopterowo-ratownicze - to są służby wojskowe, które takich technik zaawansowanych ratowniczych - jak w tej chwili w Nepalu - nie stosują, ale może będą mogły wysadzić ich gdzieś na 5000 metrów, a może helikopter będzie mógł na przykład zrzucić coś, bo takie też metody się stosuje... Plecak ze sprzętem, z lekami, z jakąś żywnością, z gazem gdzieś na drodze zejścia Tomka i Elisabeth.
Dodajmy, że w czwórce, która tam się wybiera, będą Adam Bielecki, Marek Chmielarski, Piotr Tomala i Jarosław Botor. Marek Chmielarski i Jarosław Botor są najbardziej doświadczeni, jeśli chodzi o pomoc medyczną.
Ratownikiem medycznym i ratownikiem GOPR-u jest Jarek Botor - z bardzo dużym doświadczeniem. Lata w LPR-ze, w służbie helikopterowej. Marek Chmielarski również ma duże doświadczenie. Sam 4 lata temu uczestniczył w akcji ratowania Tajwańczyka podczas wyprawy na Broad Peak Middle, gdzie też doniesienie tlenu pozwoliło mu go ewakuować z wysokości 7300 metrów.
Ja mam tu jeszcze takie informacje, że Denis Urubko też dołączył do tej ekipy i oczekuje na możliwość przelotu jutro.