Justyna Kowalczyk zajęła 23. miejsce w prestiżowym cyklu Tour de Ski. Na metę, usytuowaną na stoku Alpe Cermis we włoskim Val di Fiemme, pierwsza dotarła Norweżka Therese Johaug. To jej drugi triumf w tym cyklu w karierze - poprzednio najlepsza była w 2014 roku. Pozostałe miejsca na podium również zajęły Norweżki: druga była Ingvild Flugstad Oestberg, a trzecią pozycję wywalczyła Heidi Weng.
Przed rozpoczęciem ośmioetapowego cyklu faworytką była Johaug, która rewelacyjnie prezentowała się od początku sezonu. W pewnym momencie niespodziewaną liderką została jednak Oestberg, która na trasę niedzielnego biegu na dochodzenie ruszyła 39 s przed Johaug.
Taka przewaga okazała się jednak zdecydowanie za mała. Johaug od kilku lat nazywana jest "Królową Alpe Cermis", bo zawsze na morderczym podbiegu na ten stok notowała najlepsze czasy netto. Tym razem kiedy zaczęła się decydująca wspinaczka, filigranowa Norweżka błyskawicznie dogoniła Oestberg i szybko zaczęła się od niej oddalać.
Kowalczyk przystąpiła do rywalizacji jako 21. zawodniczka w stawce, 11 min 9 s po Oestberg. Ostatecznie na mecie zameldowała się 14 min 45 s po Johaug.
Był to prawdopodobnie ostatni start najlepszej polskiej narciarki w tej imprezie. Podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego wygrywała TdS czterokrotnie, czym nikt inny nie może się pochwalić. Rok temu nie ukończyła zmagań, zemdlała na ostatnim etapie.
Dzięki zwycięstwu Therese Johaug umocniła się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Obecnie ma na koncie 1384 pkt. Druga Oestberg zgromadziła ich 1195, zaś 21. Kowalczyk - 223.
Kolejne zawody PŚ już w następny weekend w Planicy. Wszystko wskazuje na to, że do Słowenii Kowalczyk nie pojedzie. Polka zwykle odpuszczała starty następujące po TdS. W dodatku zaplanowano tam rywalizację techniką dowolną, a ta naszej zawodniczki nie interesuje.
(edbie)