Po zwycięstwie w sprincie w Drammen i powiększeniu przewagi nad Justyną Kowalczyk do 118 punktów Norweżka Marit Bjoergen uznała, że był to prawdopodobnie decydujący moment w walce o Kryształową Kulę. "Teraz, dopiero od dzisiaj, czuję się wyluzowana" - mówiła po biegu.
Norweżka podkreśliła, że wygrana w Drammen znacząco wpłynęła na poprawę jej stanu psychicznego, i po raz pierwszy przyznała, co czuła przez ostatnie tygodnie. Nareszcie skończył się mój codzienny psychiczny koszmar trwający od Tour de Ski. Cotygodniowa walka pełna nerwów i niepewności była straszna. Teraz, dopiero od dzisiaj, czuję się wyluzowana, co daje mi zupełnie nowe siły i jestem już innym człowiekiem niż przed rozpoczęciem zawodów w Drammen - stwierdziła Bjoergen w rozmowie z telewizją NRK. Najważniejsze, że powiększyłam przewagę nad Kowalczyk - dodała, przyznając jednak, że "równie dobrze mogło skończyć się odwrotnie".
Denerwowałam się. To był przecież sprint, w którym zawsze coś się może wydarzyć. To ja mogłam upaść lub zostać wyeliminowana już w ćwierćfinale. Nie mogę być jednak jeszcze pewna triumfu w Pucharze Świata. Pozostało przecież pięć biegów - zastrzegła.
Norweskie media zwracały uwagę na "brak szczęścia Kowalczyk", która w kolejnym starcie zanotowała upadek. Podkreślano też, że to jeszcze nie koniec zmagań o Kryształową Kulę, ponieważ do zdobycia pozostało 510 punktów.
Kanał telewizji TV2 komentował, że dopiero po nagłym upadku Polki, która straciła swoje szanse już w połowie biegu finałowego, Norweżki mogły spokojnie rozegrać finisz między sobą. Stacja NRK przypomniała z kolei, że Kowalczyk ponownie nie miała swojego dnia i upadła, tak jak w sobotę w Lahti, tracąc kolejne punkty. Pomimo upadku pokazała swoją siłę i wywalczyła trzecie miejsce.
Pierwsza na metę przybiegła Bjoergen, a tuż za nią - Astrid Jacobsen.