Wstępna analiza akcji, przeprowadzonej przez zamachowców w Paryżu może wskazywać na zastosowanie rzadko spotykanej, wymagającej szczególnej dyscypliny i bezwzględności taktyki. Ten sposób działania pozbawia ofiary i władze jakiejkolwiek szansy na przeciwdziałanie zamachom. Ta taktyka to improwizacja.
Wiele wskazuje na to, że uczestniczące w piątkowych masakrach komanda nie miały sprecyzowanego planu działania. Nie mając pełnych danych o przebiegu wydarzeń, nie da się tego jednoznacznie stwierdzić, warto jednak rozważyć, czy tak nie było. A jeśli było - choć trudno je sobie wyobrazić - wyciągnąć z tego możliwe wnioski.
Zamachowcy, którzy detonowali ładunki wybuchowe w okolicach stadionu, nie mieli nawet biletów na odbywający się tam mecz. Żaden z nich nie dotarł do wewnętrznego kręgu ochrony, gdzie przeprowadzane są rewizje wchodzących na obiekt. Wszystkie bomby odpalono na zewnątrz, powodując stosunkowo (w porównaniu ze skutkami działania innych komand) niewielkie straty. [*]
W pierwszym wybuchu przy wejściu D poza zawróconym od wejścia zamachowcem zginął jeden przechodzień.
Kilka minut później przy wejściu H kolejny terrorysta zabił tylko siebie.
Trzeci wybuch, 400 metrów od samego stadionu także zabił tylko zamachowca.
Jeśli więc terroryści mieli plan działania, był on albo bardzo niedopracowany (brak biletów, uniemożliwiający wstęp na stadion, brak przygotowań i wsparcia na samym obiekcie), albo go nie było, a napastnicy improwizowali.
Pozostałe grupy zamachowców także nie działały w sposób, świadczący o istnieniu przygotowanego wcześniej planu. Następujące kolejno wydarzenia trudno połączyć w całość inaczej, niż jako serię przypadkowo atakowanych celów:
W ostrzelanej przez zamachowców z czarnego seata zaraz po wybuchach na stadionie kambodżańskiej restauracji i pobliskim barze Le Carillion zginęło 15 osób, 9 zostało ciężko rannych.
Chwilę później ci sami terroryści zabili 5 osób a 8 ciężko ranili w odległej o 450 metrów pizzerii La Casa Nostra.
Kolejnych kilka minut później i ponad kilometr dalej prawdopodobnie ta sama, poruszająca się seatem grupa zabiła 19 osób w barze La Belle Equipe.
Chwilę potem zamachowiec zdetonował ładunek wybuchowy w kawiarni Comptoir Voltaire. Poza terrorystą nikt nie zginął, ciężko ranna została jedna osoba.
Oceniając bezdusznie bez trudu można sobie wyobrazić znacznie większą liczbę ofiar tej grupy. Gdyby skutecznie przeprowadziła rozpoznanie i wybrała na cele miejsca tak ludne jak La Belle Equipe czy Le Carillion. Tak jednak na szczęście nie było, choć działanie tej grupy z pewnością trzeba uznać za rajd zbrodniczy.
Kilkuosobowe komando, które podczas koncertu rockowego wdarło się do klubu zamordowało największą grupę niewinnych cywilów. Ich działanie także jednak nie nosiło znamion realizowania konkretnego planu. Zdjęcia z Paryża pokazują ich dobijanie się do klubu po podjechaniu przed wejście szarym golfem. Prawdopodobnie żaden z terrorystów nie znajdował się wówczas w środku. Gdyby tam był i gdyby działał w porozumieniu z pozostałymi, wejście do wnętrza nie stanowiłoby dla nich problemu. Podejrzenie, że klub stał się celem ataku bez wcześniejszego przygotowania potwierdza też to, że zamachowcy-samobójcy użyli wyłącznie broni i materiałów wybuchowych, z którymi przyjechali i działali bez wsparcia wewnątrz.
Nie daje szans na przeciwdziałanie. Nieznające się wzajemnie grupy gotowych na wszystko morderców uzgadniają jedynie czas akcji i - bardzo szeroko - jej miejsce. Poszczególne kilkuosobowe komanda działają autonomicznie, za jedyny cel wyznaczając sobie zabicie i okaleczenie jak największej liczby ofiar. Metody i konkretne cele wyznaczają doraźnie, bez realizowania ściśle określonego planu. Nie liczą się z życiem ofiar i swoim. Celem ich działania jest sianie śmierci, zniszczenia i strachu.
W sytuacji, kiedy zamachowcy są nieobliczalni nie tylko dla służb specjalnych, ale i dla siebie samych, bo przed akcją nie ustalają jej szczegółów, wszelkie działania wywiadów w najlepszym wypadku mogą dać odpowiedź na pytanie, kiedy i w jakim mieście się akcji spodziewać. Zanim terroryści nie zaatakują nikt, z nimi samymi włącznie, nie wie, gdzie to uczynią. Tak jak nie wiadomo było, które z licznych paryskich knajpek ostrzelają bandyci, poruszający w piątek wieczorem czarnym seatem.
Mimo że podobnie improwizowane akcje terrorystów już się zdarzały, dotychczasowe akcje terrorystów raczej związane były z przygotowywaniem ataków na wybrane cele. Nierzadko, jak w wypadku ataku na WTC, oznaczały przejście wielomiesięcznych szkoleń, doprecyzowanie najdrobniejszych szczegółów, komunikację i koordynację działań wielu osób.
W wypadku zamachów w Paryżu to wszystko nie było potrzebne. Skutek - sterroryzowanie jednej z europejskich stolic i niepokój całego Zachodu - dzięki improwizacji osiągnięto przy pomocy kilku karabinków i bomb własnej roboty.
Zamachowcom wystarczyło znać miejsce - Paryż.
I dzień i godzinę - wieczór w piątek, trzynastego.
[*] Wczorajszą informację WSJ, że jeden z zamachowców-samobójców, którzy doprowadzili do eksplozji przed Stade de France, miał bilet na spotkanie Francja - Niemcy i chciał wejść na stadion - zdementowali dziś Francuzi