Rodziny chińskich pasażerów zaginionego malezyjskiego samolotu przyleciały do Kuala Lumpur, aby domagać się wyjaśnień od malezyjskich władz. Poszukiwania zaginionej maszyny wciąż nie dają rezultatów.
Krewni zaginionych twierdzą, że informacje, jakie otrzymali na temat losów ich bliskich są niewystarczające. Domagają się spotkania z premierem Malezji oraz ministrem transportu tego kraju.
Na pokładzie zaginionego 8 marca Boeinga 777, który planowo miał lecieć z Kuala Lumpur do Pekinu, znajdowało się 227 pasażerów (w tym 153 Chińczyków) i 12 członków załogi.
Niektórzy krewni chińskich pasażerów odmawiają zaakceptowania malezyjskiej wersji wydarzeń i oskarżają władze Malezji o ukrywanie informacji.
Tymczasem poszukiwania zaginionej maszyny w południowej części Oceanu Indyjskiego są kontynuowane. Uczestniczy w nich 10 jednostek nawodnych i co najmniej drugie tyle samolotów. Poszukiwania trwają już od ponad 3 tygodni i - jak dotychczas - nie przyniosły żadnych jednoznacznych rezultatów, mimo pojawiających się coraz to nowych informacji o dostrzeżeniu różnych przedmiotów unoszących się na oceanie.
Chiński okręt patrolowy "Haixun 01" i australijski okręt wojenny "Succes" wyłowiły wczoraj z wody kilka szczątków, ale nie potwierdzono, aby pochodziły one z zaginionego samolotu. Dzisiejsze poszukiwania mogą utrudnić niekorzystne prognozy pogody. Poszukiwania utrudnia również fakt, iż południowe rejony Oceanu Indyjskiego należą do najmniej zbadanych akwenów na świecie.
Z danych satelitarnych wynika, że maszyna nagle zmieniła kurs i leciała przez co najmniej 7 godzin od ostatniego namiaru jej lotu przez radary. Władze Malezji twierdzą, że Boeing 777 leciał w kierunku południowo zachodnim i wpadł do oceanu, po wyczerpaniu paliwa, w odległości ok. 1850 km na zachód od australijskiego miasta Perth.
(mal)