Od 9 dni czeka na opublikowanie uchwała PKW, stwierdzająca, że 10 maja nie było możliwości przeprowadzenia głosowania. Rząd zwleka z jej ogłoszeniem, bo publikacja uruchomi procedury, zmuszające marszałek Sejmu do ogłoszenia wyborów w terminach, które nie odpowiadają planom rządzących.
Sytuacja jest kuriozalna. Zobowiązane do publikowania uchwał PKW Rządowe Centrum Legislacji nie wyznaczyło nawet najpóźniejszej daty ogłoszenia aktu, otrzymanego 11 maja. Według jego własnych zasad działania podobne akty o objętości do 3 stron powinny być publikowane w ciągu 5-7 dni roboczych. Uchwała, o której mowa, to jedna strona tekstu, zawierająca zaledwie cztery paragrafy, i niepodlegająca kontroli prawnej RCL.
Poniżej tabela, określająca terminy publikacji aktów prawnych w zależności od ich objętości i treści:
Przeciąganie publikacji uchwały PKW związane jest z nieuchronnymi konsekwencjami, jakie by uruchomiło. Po jej ogłoszeniu marszałek Sejmu miałaby tylko 14 dni na ogłoszenie terminu nowych wyborów. To zaś dla prących do jak najszybszego przeprowadzenia wyborów rządzących stwarzałoby zagrożenie, że musiałyby one być zgodne z przepisami Kodeksu wyborczego. Kodeks określa między innymi terminy wykonywania poszczególnych czynności wyborczych i stwierdza, że nie mogą one być krótsze niż 55-60 dni. Najpóźniej 55 dni przed wyznaczonym terminem głosowania należy zgłosić stworzenie komitetu wyborczego, do czego należy zebrać co najmniej tysiąc podpisów poparcia.
Opublikowanie uchwały już dziś mogłoby wymusić na marszałek Sejmu ogłoszenie wyborów jeszcze przed wejściem w życie ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzenia tegorocznych wyborów prezydenckich. Dopiero ustawa umożliwia marszałkowi Sejmu skrócenie terminów wymaganych przez Kodeks. Bez niej marszałek nie może tego zrobić, i wybory może zarządzić najwcześniej na 55 dni po ogłoszeniu terminu. To zaś wskazuje na datę nie wcześniejszą niż 19 lipca, a więc znacznie później niż 28 czerwca, o którym mówią rządzący.
Nauczona doświadczeniem niewydarzonych wyborów 10 maja sejmowa większość nie chce już powtórzyć błędu, którym sama uniemożliwiła ich przeprowadzenie. W kwietniu Sejm głosami PiS najpierw uniemożliwił Państwowej Komisji Wyborczej wydrukowanie niezbędnych kart do głosowania, a dopiero później zdołał uchwalić ustawę o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym. Zarządzone głosami m.in. członków rządu sparaliżowanie wyborów nie pozwoliło ostatecznie na przeprowadzenie wyborów 10 maja.
Tym razem rządzący starają się nie dopuścić do powstania w ich planach błędu, który zmusiłby ich do respektowania zasad Kodeksu wyborczego. Drogą do tego kolejny raz jest żonglowanie terminami i przepisami tak, żeby wybory przeprowadzić w dogodnym dla siebie, jak najszybszym terminie.