Policjanci, którzy skontrolowali "Szydłobus" zostali przesłuchani przez wydział kontroli komendy stołecznej - dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM. Chodzi o interwencję z przedwczoraj, gdy policjanci drogówki otrzymali zawiadomienie, że autobus, którym jeździ kandydatka PiS na premiera, jest przeładowany. Nasz dziennikarz ustalił, że interwencję w Warszawie zlecili krakowscy policjanci.
Wydział kontroli wezwał funkcjonariuszy drogówki, bo chciał od nich uzyskać informację, jak ta interwencja przebiegała. Nasz dziennikarz usłyszał, że chodziło o rozwianie wątpliwości, które pojawiły się po materiałach medialnych.
Według naszych informacji, policjanci tłumaczyli, że podczas kontroli autobusu przed siedzibą PiS, zastali w nim tylko kierowcę. Przeprowadzili z nim krótką rozmowę, w której zapewnił, że nie łamie przepisów, i że w pojeździe była dozwolona liczba osób.
To wezwanie przez wydział kontroli jest wyjątkowo zaskakujące. Nie zdarzyło się jeszcze, byśmy musieli się tłumaczyć z rutynowych interwencji - usłyszał reporter RMF FM od policjantów.
Jak ustalił nasz dziennikarz, to Kraków zlecił interwencję Warszawie. To właśnie do krakowskich funkcjonariuszy po przedwczorajszej telewizyjnej debacie Kopacz-Szydło zadzwonił 31-letni mężczyzna i poinformował, że w autobusie, którym porusza się kandydatka PiS, jest za dużo osób. Oni zgłoszenie przekazali stołecznej komendzie.
Patrol drogówki skontrolował pojazd. Złamania przepisów nie wykryto. Na tym interwencja się skończyła. "Dla nas sprawa jest zamknięta" - komentują dziś policjanci. Funkcjonariusze nie będą więc ustalić, kto i dlaczego powiadomił o rzekomym przeładowaniu "Szydłobusu.
(j.MKam)