Zarówno Platforma Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiedliwość myślą o koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym. Ale słaby wynik ludowców może pokrzyżować ich plany - wynika z analizy "Gazety Wyborczej". Dziennikarze sprawdzili na podstawie sondaży TNS OBOP, jak wyglądałby podział mandatów w przyszłym Sejmie.
Wzięto pod uwagę badania z końca lutego, w którym PO ma 44 proc. i styczniowe, w którym miała 38 proc. Te 6 proc. robi różnicę. Poparcie 44 proc. dałoby PO samodzielną większość (244 posłów). PSL w takim układzie byłoby nieco słabszym partnerem niż obecnie - 19 mandatów (dziś 31 posłów). Najsilniejszą opozycją byłoby, jak dziś, PiS - 147 posłów
Ciekawiej robi się, gdy poparcie dla PO spada do 38 proc. Na osłabieniu Platformy może skorzystać raczej SLD niż PiS. Potwierdzają to też inne badania, które pokazują, że to Sojusz jest najpowszechniej wskazywany jako partia drugiego wyboru i która ma najmniejszy elektorat negatywny.
Przy kryzysie PO kluczowa staje się partia Grzegorza Napieralskiego. Platforma miałaby przy 38 proc. - 216 posłów, a PSL - zaledwie 7. A więc nie ma większości. Ale to z SLD (105 mandatów) PO ma większość nie tylko zwykłą, ale nawet konstytucyjną.
Tyle że na razie mało kto w PO mówi o współrządzeniu z SLD. Arytmetyczna większość miałaby też koalicja PiS - SLD, ale taki układ wykluczają obie strony.