Minął 15. dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Rośnie liczba cywilnych ofiar tego konfliktu, rośnie także liczba uchodźców. Według straży granicznej do tej pory do Polski dotarło już 1 460 000 osób uciekających przed wojną. A jaka jest sytuacja na froncie ukraińsko-rosyjskim? Opowiedział o tym w radiu RMF24 generał Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji.
Tomasz Weryński, radio RMF24: Jak wygląda teraz obraz wojny w Ukrainie oczyma fachowca?
Generał Mieczysław Bieniek: Obraz wojny na Ukrainie wygląda bardzo skomplikowanie. Przede wszystkim, najbardziej uderza to barbarzyńskie bombardowanie miast, odcinanie takich miast jak Mariupol, Charków, Odessa od podstawowych spraw związanych z funkcjonowaniem, a więc od ogrzewania, elektryki, materiałów medycznych, żywności. Do tego oczywiście ataki, w wyniku których giną niewinni mieszkańcy, dzieci, kobiety. To nie są metody prowadzenia wojny w XXI wieku, w ogóle one nie powinny się zdarzać. Jeśli chodzi o fronty, bo tam właściwie frontów nie było i wydaje się, że głównym kierunkiem teraz uderzenia jest okrążenie Kijowa, nękanie Kijowa i ewentualne przystąpienie do jego szturmu. Oczywiście trwają walki o Charków, Chersoń, który niby jest opanowany, jest jednak miastem, w którym się rodzi ruch partyzantki miejskiej. Mariupol jest portem, już w tej chwili bardzo mocno oblężonym i ten port nie funkcjonuje na Morzu Azowskim. Natomiast Odessa jest ważnym portem również i dla gospodarki ukraińskiej. Flota okrętów desantowych odstąpiła. Początkowo była na Morzu Czarnym w pobliżu Odessy z zamiarem wykonywania desantu. Plaże zostały zaminowane i obrońcy Odessy zarówno ze strony północnej jak i wschodniej są przygotowani do odparcia ataku. Gdzieniegdzie strona ukraińska prowadzi kontratak małymi grupami taktycznymi, zadając ciężkie straty. Oglądamy takie wyrwane odcinki z różnych, powiedzmy sobie, mediów społecznościowych, to nie znaczy, że Ukraina wygrywa. Ukraina się broni, zadając ciężkie straty.
Sytuacja jest - powiedziałbym - patowa. Armia rosyjska stanęła przez braki w zaopatrzeniu, dowodzeniu, moralach. Uzupełnia straty, pociąga obwody, które jeszcze jej zostały. Ta słynna kolumna, która tam stacjonuje już od kilkunastu dni, długości około 60 kilometrów, to jest kolumna zarówno zaopatrzeniowa jak i sprzętowa. Części zamienne, amunicja, części ugrupowania bojowego - są podciągane nowe obwody. Droga jest zatłoczona również uszkodzonymi pojazdami. Pojazdy, które zjechały z drogi, utknęły w błotach. Są roztopy, ale teraz znowu zaczynają się mrozy, które dodatkowo utrudniają życie zarówno mieszkańcom odciętym od ogrzewania, ale również i atakującym, którzy będą musieli w tych transporterach, wozach bojowych i czołgach spędzać noce. I dobrze im tak.
Mówi się o tym, że Rosjanie szykują się do szturmu na Kijów, ale czarną robotę mają ponoć wykonać wagnerowcy, najemnicy z Syrii oraz z Czeczenii od Kadyrowa. To jest chyba groźna perspektywa dla obrońców. Jak pan sądzi?
Każda perspektywa oblężenia, a później wykonanie ataku jest groźna, ale sięgnięcie po najemników - bo tak trzeba nazywać wagnerowców i kadyrowców - jest trochę niebezpieczne dlatego, że ci ludzie są szkoleni do walk w rejonach urbanizowanych. Ale myślę, że strona ukraińska już zadała im duże straty w pierwszej fazie operacji i nabrały te oddziały respektu dla bojowników ukraińskich, dla oddziałów ukraińskich regularnych, ale również obrony terytorialnej. Również i tych, którzy jako zmobilizowani już w tej chwili potrafią obsługiwać się bronią i sprzętem. Pamiętajmy o tym, że Ukraińcy bronią swojej ziemi, swojej stolicy i swoich żon, matek, rodzin. Są zdeterminowani i mają dobre wiadomości wywiadowcze, mają zobrazowane pole walki. Wiedzą, gdzie jest nieprzyjaciel, co zamierza zrobić, w jaki sposób go można zneutralizować, czyli zabić albo wziąć do niewoli.
Ale myśli pan, że oddanie polskich MiG-ów Ukraińcom wepchnęłoby de facto Polskę do wojny?
Trudno mi to w tej chwili oceniać, ale słucham oświadczeń Putina i tej narracji, którą sprzedaje społeczeństwu, że danie takiego systemu ofensywnego jest jednoznaczne z byciem stroną konfliktu. On sprzedał to bardzo szybko swojemu społeczeństwu, że tak jak mówił NATO i Ukraina chcą nas zaatakować, dlatego ta wojna jest wojną przeciw temu, aby nas nie zaatakowano. To taka narracja natychmiast kupiona. Wtedy mogłaby nastąpić eskalacja konfliktu, on by to usprawiedliwił oczywiście, ale byłaby to retrospekcja ze strony NATO i mielibyśmy konflikt już ponadregionalny, nie mówię o jakiejś tam trzeciej wojnie, ale bardzo poważny.
Rosjanie przyznali wczoraj, że na wojnę posłali również poborowych. Co to świadczy o tej armii? To chyba nie jest przejaw profesjonalizmu?
Armia ta składa się z poborowych głównie, z kontraktowych i zawodowych. Kontraktowych tam jest chyba 20 proc., zawodowych chyba z 5 proc. albo 8 proc. To są poborowi żołnierze, którzy służą i wracają do rezerwy. Więc o czym to świadczy, o tym, że ich planiści sądzili, że będzie łatwo, miło i przyjemnie, będą witani kwiatami wszyscy radośnie. Po prostu brak całkowitego rozeznania. O ile te republiki - doniecka i Ługańska - były prorosyjskie, może nawet część mieszkańców Charkowa, gdzie Rosjanie mają rodziny też, ale już dzisiaj są totalnie przeciwko. Widzimy to po oporze, który stawiają ludzie w Charkowie, Odessie, Chersoniu. I oni liczą na Blitzkreig, 72-godziny, że się przejadą prawie tą autostradą od północy do Kijowa, tam jest 160 kilometrów, będą witani kwiatami i to się zakończy. Dlatego (Putin - przyp. RMF FM) wysłał część żołnierzy wyszkolonych w oddziałach frontowych, czy pułk Specnazu, który tam przy Mariupolu działał, ale w większości byli to żołnierze służby zasadniczej. On to wczoraj dopiero przyznał, że tak, to i on nie będzie mobilizował rezerwy, bo to wszystko jest tutaj. To już nie operacja specjalna, bo narracja się zmienia, to jest wojna przeciwko faszystom, którzy zabijali ludność rosyjską w rejonie Donbasu i Ługańska. Wojska lądowe Federacji Rosyjskiej to 280 tys. żołnierzy. Z tego 150 tys. zostało zatrudnionych do operacji, czyli licząc normalnie 130 tysięcy zostało do ochrony granic, które liczą 10 tysięcy kilometrów wzdłuż republik południowo-wschodniej Azji. Do tego jeszcze dodam służbę graniczną, czy tam siły Rosgwardii. To jest bardzo ubogie, jak na takie olbrzymie państwo. Dzisiaj Rosja, jakby wykluczyła z działania wszystkie sił operacyjne, które mają - oprócz oczywiście lotnictwa, którego jest jeszcze 160 tys.; oprócz oczywiście siły rakietowych i kosmicznych, marynarki wojennej i wojsk powietrzno-desantowych, które są znakomitą częścią do operacji poza granicami, albo na całym terytorium. Częściowo została użyta do operacji jedna brygada desantowo-szturmowa i część pułku powietrznolądowego, który próbował lądować na południe od Kijowa. I oczywiście jednostki brygady desantowo-szturmowej wciąż biorą udział w natarciu na Mariupol.
Mamy 15. dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jak pan sądzi, ile jeszcze może potrwać ta wojna?
To trudno powiedzieć. Nie sądzę, żeby w ciągu najbliższych dni Rosjanie zdecydowali się na totalny szturm Kijowa. To będą działania na granicy, działania obciążające. Proszę pamiętać, że Kijów to 3,5- milionowa metropolia położona na trudnym terenie, przedzielona Dnieprem, z determinacją obrońców, przygotowywanym systemem inżynieryjnym, różnego rodzaju zapór, min, przeszkód, mostów, przejazdów itd. Ja widziałem jak odbywają się walki w mieście w Karbali, w Bagdadzie, więc Rosjanie chyba też wyciągnęli wnioski z Groznego. Czym spacyfikowali Grozny? Bombardując to miasto, równając je z ziemią. Ale do czegoś takiego mam nadzieję, że się nie posuną. Tak że ta operacja może trwać długo. Widzimy, że nawet gdyby opanowali jakieś większe miasta, bo oprócz Chersonia to nie mają żadnego większego miasta, mają mniejsze miejscowości. Ale już w tych miejscowościach widzą opór i muszą zostawić część swoich sił, żeby tam zajmować się utrzymaniem tego. Nawet gdyby planowali, to takie czynniki sztuki operacyjnej jak przestrzeń, czas i siły są istotne. Oczywiście i warunki pogodowe. Nie są w stanie tego utrzymać. Tak że może to trwać dosyć długo, taka pełzająca kampania. Ale nie wiem, czy Federacja Rosyjska będzie w stanie to finansowo wytrzymać, biorąc pod uwagę fakt osłabienia z każdym dniem gospodarki rosyjskiej.