"Znam Putina i Zełenskiego, mogę zakończyć wojnę w ciągu 24 godzin" - twierdzi Donald Trump. Słowa kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych wywołały duże zdziwienie. Zdziwiona jest władza w Kijowie, ale co ciekawsze, zdumieni są również ludzie Władimira Putina, który nie ukrywa przecież, że do Trumpa mu zdecydowanie bliżej niż do obecnej administracji Białego Domu.
Donald Trump buńczucznie przyznał, że gdyby w 2022 roku to on był prezydentem USA do wojny w Ukrainie nigdy by nie doszło. Polityk przekonuje, że Władimir Putin - którego nazywa "bardzo mądrym człowiekiem" - od początku opowiadał się za pokojem, a teraz prawdopodobnie dostanie wszystkie ukraińskie terytoria, na których u zależy.
Dziś swoją kampanię w wyścigu republikańskim wyścigu, Trump opiera na twierdzeniu, że może zakończyć konflikt w ciągu doby.
"Znam prezydenta Putina bardzo dobrze. Znam Zełenskiego bardzo dobrze" - mówi Donald Trump, tak jakby był to wystarczająco silny argument do zakończenia konfliktu trwającego już 10 lat.
W wyemitowanym w piątek wywiadzie dla brytyjskiej telewizji Channel 4 News Zełenski zaprosił byłego prezydenta i faworyta w walce o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich do Kijowa. Postawił jednak warunek: Jeśli uda ci się zatrzymać wojnę w 24 godziny - przyjedź.
Sztab wyborczy Trumpa nie odpowiedział na to wezwanie. Rzecznik jego kampanii Steven Cheung milczy pytany o komentarz do tego nieco prowokacyjnego zaproszenia.
Zełenski dodał w rozmowie również, że uważa retorykę republikańskiego kandydata za wyjątkowo groźną. Według Kijowa Trump będzie dążył do zmuszenia Ukrainy do poważnych ustępstw wobec Rosji.
"Nawet jeśli jego pomysł (na zakończenie wojny) - o którym nikt jeszcze nie słyszał - nie będzie korzystny dla nas i naszego narodu, on i tak zrobi wszystko, aby swój pomysł wdrożyć. I to mnie niepokoi" - mówił Wołodymyr Zełenski.
O ile niepokój w Kijowie związany z deklaracjami Donalda Trumpa, jest zrozumiały, o tyle nieco zaskakiwać mogą słowa wypowiedziane przez rzecznika Kremla. Nie jest przecież tajemnicą, że w Moskwie kibicuje się Trumpowi w jego wyścigu o fotel prezydencki. Tymczasem Dmitrij Pieskow zapytany o zapowiedzi błyskawicznego zakończenia wojny, tylko wzruszył ramionami.
Rosyjska agencja prasowa TASS z rozbrajającą szczerością przyznała, że na Kremlu nie mają pojęcia, jak można zrealizować obietnice wyborcze Trumpa.
"Nie, nie rozumiemy, jak można to wdrożyć. Nie było żadnych kontaktów w tej sprawie" - powiedział Pieskow, odpowiadając na pytanie o możliwe interakcje między rosyjskimi dyplomatami a Trumpem w tej kwestii.
Wygląda na to, że pierwszy raz od 23 miesięcy trwania wojny, Rosja i Ukraina zgadzają się w jakiejś kwestii. Donald Trump prawdopodobnie mocno zagalopował się w swoich obietnicach. Ta rysa na jego wiarygodności raczej nie spowoduje jednak spadku poparcia.
Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu, w obliczu słabnącej pozycji Joe Bidena, wydaje się coraz bardziej prawdopodobny. Trump zwyciężył w prawyborach w Iowa, a z wyścigu o nominację wycofał się Ron DeSantis.
Świat zaczyna przygotowywać się do drugiej prezydentury Trumpa - pisze brytyjski "The Economist". Jeśli scenariusz korzystny dla Republikanów się ziści - Europa będzie musiała pogodzić się z potężnymi cłami i - być może - porzuceniem Ukrainy przez USA. Chiny mogą otrzymać zielone światło do zajęcia Tajwanu, a najbliższe lata zagranicznej polityki amerykańskiej charakteryzować się będą transakcyjnym podejściem do partnerów i agresywną postawą w kwestiach związanych z handlem. Najważniejszym problemem dla świata, będzie jednak stopniowe wycofywanie się Stanów Zjednoczonych z roli strażnika zachodniego systemu bezpieczeństwa.
Widmo katastrofy zawisło jednak nad administracją Bidena już dziś. Jeżeli Trump wygra wybory prezydenckie, jego zaprzysiężenie przypadnie na styczeń 2025 roku. Joe Biden i jego ludzie mają zaledwie rok na próbę umocnienia relacji z partnerami i podjęcie wiążących zobowiązań. Ten rok to dla Joe Bidena zdecydowanie za mało.