Rosja przygotowuje się do konfrontacji militarnej z Zachodem w ciągu następnej dekady - informuje estońska Służba Wywiadu Zagranicznego. Najpierw jednak musi złamać Ukraińców. Dziś Rosjanie wierzą, że idą po zwycięstwo - stwierdzają analitycy z brytyjskiego think tanku RUSI. Kijów musi wytrzymać do 2026 roku, gdy potencjał wojskowy Władimira Putina zacznie się wyczerpywać. Kluczowe jest dostarczenie Ukrainie pomocy z Zachodu. Bez niej czarny scenariusz kreślony przez estoński wywiad może stać się rzeczywistością.
Coraz większa liczba zachodnich urzędników ostrzega przed zagrożeniem militarnym wschodniej flanki NATO. Te ostrzeżenia mają konkretny cel - zmuszenie rządów Europy do rozpoczęcia dozbrajania się na niespotykaną dotąd skalę.
Szef estońskiego wywiadu twierdzi, że ocenę świadczącą o tym, że w ciągu nadchodzącej dekady Rosja może poważnie zagrozić Europie, oparto na rosyjskich planach podwojenia liczby sił stacjonujących wzdłuż granicy z członkami NATO, Finlandią oraz państwami bałtyckimi: Estonią, Litwą i Łotwą.
"Rosja wybrała ścieżkę, która oznacza długoterminową konfrontację... a Kreml prawdopodobnie przewiduje możliwy konflikt z NATO w ciągu mniej więcej następnej dekady" - powiedział dziennikarzom Kaupo Rosin po opublikowaniu raportu o zagrożeniach bezpieczeństwa narodowego Estonii.
Stwierdził, że atak militarny Rosji jest "wysoce mało prawdopodobny" w perspektywie krótkoterminowej, częściowo dlatego, że Rosja musi utrzymywać wojska na Ukrainie, i pozostanie mało prawdopodobny, jeśli rosyjskie siły rozmieszczane będą w Europie na takim samym poziomie, jak dotychczas.
Estońskie służby zaznaczyły, że "o powodzeniu i harmonogramie reformy wojskowej Rosji w dużej mierze zadecyduje przebieg wojny na Ukrainie".
Już w 1997 roku Zbigniew Brzeziński pisał o krytycznej roli, jaką Ukraina pełni na mapie euroazjatyckiej. W swojej książce "Wielka szachownica" nazwał Ukrainę "sworzniem", czyli rodzajem niestabilnego łącznika między kluczowymi graczami sceny geopolitycznej. Dzięki swojemu położeniu geograficznemu, państwa-sworznie choć same nie pełnią bezpośredniej roli w rozgrywce między mocarstwami, podporządkowanie ich jest kluczowe dla największych graczy.
"Bez Ukrainy Rosja przestaje być imperium euroazjatyckim" - pisał Brzeziński, argumentując, że to właśnie Ukraina jest dla Rosji swego rodzaju bramą do Europy. Bez niej Moskwa skazana jest na walkę o wpływy w Azji, gdzie dominować będą Chiny.
"Jeżeli jednak Moskwa ponownie zdobędzie władzę nad Ukrainą, (...) z ogromnymi bogactwami naturalnymi oraz dostępem do Morza Czarnego, automatycznie odzyska możliwość stania się potężnym imperium spinającym Europę i Azję" - przestrzegał były doradca prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Przejęcie przez Rosję Ukrainy miałoby - zdaniem Brzezińskiego - krytyczne znaczenie dla Polski, która od tej pory sama stałaby się sworzniem "na wschodniej granicy zjednoczonej Europy".