Warszawa, Wrocław i Kraków - w tych polskich miastach mieszka obecnie najwięcej uchodźców z Ukrainy. O ich historiach mówimy w dniu pierwszej rocznicy rosyjskiej agresji. Uchodźcy to nie tylko kobiety i dzieci. Nasz reporter Michał Dobrołowicz rozmawiał z panem Saszą, emerytowanym fizykiem z Kijowa.
Przed rokiem pan Sasza z żoną i 95-letnią mamą chcieli jak najszybciej uciec z Ukrainy. Gdy Rosjanie zaatakowali Kijów, musieliśmy zejść do schronu, mama Walentyna miała z tym problem. Mosty zostały zablokowane. Próbowaliśmy dostać się na dworzec, by pociągiem jechać do Lwowa i dalej do Polski - opisuje pan Sasza. Przez Lwów i Przemyśl, pan Sasza z bliskimi dotarł do Warszawy.
Polska bardzo mi się podoba: wasze drogi, ścieżki rowerowe, bardzo lubię jeździć rowerem. U nas nie ma takich dróg. Podoba mi się to, jak Polacy zajmują się dziećmi, podobają mi się polskie parki. Tu jest inny świat, inny niż nasz ukraiński. Podoba mi się transport - opowiada pan Sasza.
Od roku pan Sasza ma specjalny zeszyt, w którym zapisuje trudne polskie zdania.
Powtarzam zdania typu "Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego" czy "Stół z powyłamywanymi nogami". W ten sposób uczę się języka polskiego - opisuje pan Sasza. W zeszycie pana Saszy jest kilkadziesiąt trudnych zdań. Ma nadzieję, że wojna skończy się dużo szybciej niż on nauczy się ich wszystkich. Mam też podręcznik do matematyki i książkę z bajkami dla dzieci. Z nich też korzystam ucząc się języka polskiego - dodaje.
Pan Sasza nie wie, jak ułoży się ciąg dalszy pobytu jego i jego bliskich w Polsce. Po trzech miesiącach pobytu w Polsce, poczuliśmy się tutaj lepiej, coraz lepiej rozumiem, jak wszystko jest tutaj zorganizowane - przyznaje.