"W momencie, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę, siedziałem w domu. Wojna wybuchła w czwartek, prezydent (Wołodymyr) Zełenski ogłosił formowanie legionu międzynarodowego. W poniedziałek poszedłem do ukraińskiej ambasady, we wtorek dostałem instrukcje, a w środę byłem na Ukrainie" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM pan Jurek, polski ochotnik, który walczył po stronie naszych wschodnich sąsiadów.
Pan Jurek - jak opowiadał - po dłuższym pobycie na froncie został ranny. Podczas działań w obwodzie charkowskim strzelił do niego rosyjski czołg.
Niestety, podczas zasadzki na rosyjski czołg nie trafiłem tego pojazdu. Czołg wystrzelił w moją stronę. Pocisk spadł ok. 20-30 metrów przede mną, zostałem ranny odłamkami w nogę. W efekcie fali uderzeniowej przewróciłem się i złamałem dwa palce - relacjonował.
Polski ochotnik poinformował, że na Ukrainie stracił dwóch przyjaciół - Tajwańczyka i Japończyka. Zginęli w podobny sposób - też strzelał do nich czołg - powiedział.