Rosja dzieli się ze światem szczegółami rzekomo powstających na Zachodzie planów podziału Ukrainy. Rozbiór Ukrainy miałby się wiązać z "zamrożeniem" konfliktu NATO z Rosją. Zarysy planów wejścia na Ukrainę sił pokojowych, czy jak woli rosyjski wywiad "okupacyjnych", są jakoby gotowe w zachodnich stolicach, a kluczową rolę w ich realizacji miałaby pełnić... Polska.
Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SVR) w najnowszym komunikacie prasowym pisze, że w państwach NATO narasta świadomość, iż nie uda się pokonać Rosji na polu walki. Dlatego rozwiązaniem, według notki opublikowanej przez SVR, miałoby być "zamrożenie" konfliktu, tak by Ukraina mogła uchronić się od porażki i można ją było wszechstronnie przygotować do "próby rewanżu".
SVR twierdzi, że temu przygotowaniu służyć mają nie tylko nowe dostawy broni i planowana budowa fabryk zbrojeniowych na Ukrainie, ale też nowy wysiłek szkoleniowy. Państwa NATO tworzą jakoby nowe ośrodki szkoleniowe gotowe przeszkolić co najmniej milion ukraińskich żołnierzy.
Według rosyjskiego wywiadu, w związku z możliwym zamrożeniem konfliktu, na Ukrainę mają wkroczyć oddziały wojskowe państw zachodnich. W tym kontekście powraca powtarzany przez rosyjską propagandę wojenną od miesięcy wątek podziału tego kraju na strefy. SVR wylicza, że odpowiedzialność za nie miałyby wziąć: Polska, Rumunia, Niemcy i Wielka Brytania.
Kontyngent brytyjski miałby stacjonować na północy, wliczając w to region Kijowa. W centrum i na wschodzie kraju mieliby znaleźć się Niemcy. Rumuńskiej armii przypadłoby wybrzeże czarnomorskie, a polskim siłom pokojowym - przyległe do naszego kraju zachodnie regiony Ukrainy. Według SVR chodzić ma łącznie o 100 tysięcy żołnierzy NATO.
O zupełnie innym podziale Ukrainy pisał niedawno również ukraiński wywiad (HUR). Według tego raportu, rosyjskie władze chcą Ukrainę podzielić na trzy części.
HUR twierdzi, że Kreml widzi terytoria na wschodzie, mniej więcej odpowiadające obszarom zajętym podczas wojny przez rosyjską armię, jako nowe obszary włączone do Rosji. Mniej więcej połowa Ukrainy, ze stolicą w Kijowie, miałaby stać się nowym państwem pod wpływami rosyjskimi. Wreszcie osiem obwodów zachodniej Ukrainy mogłoby pozostać pod częściowym wpływem Zachodu.
Zarówno rosyjska SVR jak i ukraińskie HUR podkreślają, że nie może być zgody na opisywane w raportach plany przeciwnej strony.
Publikacje ukazują się w czasie, gdy pojawia się coraz więcej opinii, że po trzech latach wojna rzeczywiście może zostać zakończona. Deklaracjom o gotowości do rozmów o pokoju towarzyszy eskalacja na froncie i prawdziwa wojna nerwów. Zachód dał w niej Ukrainie zgodę na ataki na terytorium Rosji, a Kreml z sukcesem użył nowego rodzaju pocisku, demonstracyjnie nie wyposażając go w głowice bojowe, jednocześnie nasilając atomowe groźby.
W piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył pierwszy raz, że Ukraina może zgodzić się na ustępstwa terytorialne wobec Rosji, pod warunkiem "wzięcia jego kraju pod parasol NATO". Taka propozycja to dowód, że do porozumienia daleko, bo przecież Rosja utrzymuje, że najechała Ukrainę właśnie po to, by powstrzymać ekspansję NATO na wschód.