"Mam wrażenie, że Rosji nie zależy na pokoju jako takim, ani na stabilizacji sytuacji" – powiedział w Radiu RMF24 politolog, znawca problematyki wschodnioeuropejskiej, doktor nauk humanistycznych Adam Eberhardt z Uniwersytetu Warszawskiego. W ten sposób skomentował on efekty dzisiejszych rozmów w Rijadzie, pomiędzy przedstawicielami Rosji i USA, na temat pokoju na Ukrainie.
Dr Adam Eberhardt skomentował dotychczasowe ustalenia po pierwszych rozmowach Rosji i USA w Rijadzie na temat zawarcia pokoju z Ukrainą. Każda ze stron ma swoje cele. Amerykanie mają agendę Trumpa, czyli doprowadzić do pokoju, a potem jeszcze załatwić Pokojową Nagrodę Nobla dla amerykańskiego prezydenta. Mówię to trochę z ironią, ale myślę, że jest to dążenie do pokoju za wszelką cenę - mówił politolog.
Zdaniem doktora, ten rodzaj pokoju może nie zwracać uwagi na pewne szczegóły, które nie dotyczą osobiście Trumpa czy interesu Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony Rosja jest świadoma tego, że wejście w konflikt z nieprzewidywalnymi siłami ekipy Trumpa byłoby niekorzystne. Mogłaby za to chcieć wykorzystać to do normalizacji relacji ze Stanami Zjednoczonymi, a przede wszystkim do zniesienia sankcji nałożonych na Rosję.
W kwestii samej wojny przeciwko Ukrainie, Rosja może próbować wymusić ustępstwa na stronie przeciwnej albo pozostawić sytuację nierozstrzygnięta, w której niechęć administracji Trumpa zwracałaby się przeciwko Ukrainie, a nie Rosji.
Gość rozmowy Tomasza Weryńskiego podkreślił, że zanim poznamy cenę pokoju, ważny będzie jego rodzaj. Mam wrażenie, że Rosji nie zależy na pokoju jako takim ani na stabilizacji sytuacji. Nie zależy też na trwałym rozwiązaniu konfliktu z Zachodem czy konfliktu z Ukrainą - mówił politolog.
W czasie konferencji, rosyjski dyplomata Siergiej Ławrow, odrzucił możliwość obecności sił europejskich na Ukrainie bez względu na ich rolę, jaką miałby pełnić. W interesie Rosji jest wymuszenie rozwiązań, które rozbroją Ukrainę, zdestabilizują ją wewnętrznie i pozwolą, żeby po krótkiej przerwie Rosja mogła wrócić do swojego podstawowego celu i działań, jakim jest rozbicie ukraińskiej państwowości - zauważył znawca problematyki wschodnioeuropejskiej.
Strona amerykańska może chcieć pokoju, ze względu na poboczne interesy związane z m.in. Iranem, przy którym wsparcie rosyjskie mogłoby pomóc w np. powstrzymaniu irańskiego programu jądrowego.
Według specjalisty kluczowe w tym wszystkim będzie sformułowanie oferty kompromisu. Myślę, że Rosjanie zrobią wszystko, aby zaszyć w nim jakieś takie punkty-pułapki, które pewnie będą dla prezydenta Trumpa nieistotne, a Ukraina nie będzie mogła ich zaakceptować, świadoma kosztów wewnątrzpolitycznych i anarchizacji sytuacji w kraju - wyjaśnił dr Eberhardt.
Jednym z takich żądań mogłoby być oddanie Rosji terytoriów utraconych do tej pory, ale też pozostałych części obwodu zaporowskiego czy chersońskiego. Nie umiem sobie wyobrazić prezydenta Ukrainy, który podejmuje tego typu decyzję i wycofuje wojska, oddając kilka milionów ludzi na pastwę rosyjskiej okupacji - skomentował politolog.
Istnieje jednak ryzyko, że zniecierpliwiony i zniechęcony prezydent USA może wycofać się całkowicie z ingerencji w konflikt. Jeżeli Amerykanie uznają, że to Ukraina nie jest chętna i skłonna do kompromisów, to wówczas rzeczywiście koszt dalszego prowadzenia wojny spadnie na Europę - zauważył specjalista.
Zdaniem dr Eberhardta wśród potencjalnych punktów-pułapek może się znaleźć m.in. wycofanie wojsk amerykańskich z Europy Środkowej, w tym z Polski. Nie wiem, czy amerykańska administracja na to pójdzie, ale proszę pamiętać, że to jest Trump, koncentrujący się na tym, aby przejąć kontrolę nad Panamą, Kanadą czy Grenlandią. To dla niego mogą być racjonalne argumenty, że Rosja może nie chcieć widzieć innych wojsk w swoim sąsiedztwie - wyjaśnił ekspert.
Jednak może być to błędne przekonanie, gdyż sytuację Europy Wschodniej śledzą Chiny, co może mieć daleko idące konsekwencje dla bezpieczeństwa Azji Wschodniej, regionu Pacyfiku. Tam też interesy amerykańskie są o wiele większe i może być trudniej ich bronić, jeżeli Ameryka wykaże się słabością w Europie Środkowej czy Wschodniej - mówił politolog.
Specjalista skomentował również jak może być postrzegana Polska jako partner w przedsięwzięciu. Zobaczymy, jakie będzie generalnie stanowisko Stanów Zjednoczonych wobec naszego regionu. Natomiast myślę, że to jest wtórne wobec polityki polskiego rządu - teraz stoimy przed bardzo trudnym dylematem jaką prowadzić politykę wobec USA - zauważył dr Eberhardt.
Politolog wyraził nadzieję na to, że stanowisko polskie będzie dążyło do łagodzenia napięć po obu stronach Atlantyku. Również ważne byłoby utrzymanie amerykańskiego zainteresowania sprawami europejskimi.
Jest także pewna pokusa wewnątrzpolityczna, żeby budować niechęć wobec ekstrawaganckiej polityki Trumpa, która niszczy tą jedność transatlantycką. To wielki dylemat, czy jesteśmy w stanie być takim krajem, który te napięcia będzie łagodził - powiedział ekspert.
Dr Eberhardt zauważył, że przez ostatnie 35 lat działy się rozmowy państw Europy Zachodniej negocjujących z Rosją, Chinami czy Stanami Zjednoczonymi, bez udziału głów państw środkowoeuropejskich.
Dzisiaj Niemcy, Francja i państwa Europy Zachodniej troszeczkę mogą się poczuć w tej sytuacji, w której Polska i państwa środkowoeuropejskie się znajdowały przez 35 lat, jak w sposób ostentacyjny zostały pominięte w dialogu amerykańsko-rosyjskim - mówił ekspert.
Myślę, że Europa będzie ważna i rzeczywiście będzie zapraszana do stołu rozmów wówczas, gdy trzeba będzie opłacać odbudowę Ukrainy i finansować nadal ukraiński wysiłek zbrojny. Boję się tylko, że wówczas na te spotkania, na które będzie zapraszana Europa, nie będzie miał ochoty przyjeżdżać Trump ani jego administracja - podsumował dr Adam Eberhardt z Uniwersytetu Warszawskiego.
Opracowanie: Natasza Pankratjew