Wołczańsk - to miasto jest obecnie na ustach wszystkich, którzy śledzą wojnę w Ukrainie. Rosjanie, którzy od kilku dni prowadzą ofensywę w obwodzie charkowskim, zajmują już pozycje na ulicach miasta. Coś, co jeszcze nie tak dawno było nie do pomyślenia, dzieje się na naszych oczach - Rosjanie zdobywają teren na "nietykalnej" od prawie półtora roku Charkowszczyźnie.
Realizuje się scenariusz, przed którym ostrzegano już od dłuższego czasu - wojska rosyjskie prowadzą ofensywę w obwodzie charkowskim.
Zaczęli 10 maja, a już następnego dnia rosyjski resort obrony poinformował o przejęciu kontroli nad pięcioma miejscowościami. Dwa dni później Kreml przekazał, że Rosjanie zajęli kolejne cztery wsie.
Jeszcze tego samego dnia naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski przyznał, że sytuacja w obwodzie charkowskim znacząco się pogorszyła.
"Obecnie na terenach wzdłuż granicy państwowej z Federacją Rosyjską trwają walki. Sytuacja jest trudna, ale siły obronne robią wszystko, aby utrzymać linie obrony i zadać wrogowi klęskę" - pisał wówczas.
We wtorek wieczorem Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy podał, że wojska ukraińskie przeniosły się na dogodniejsze pozycje w rejonie miasta Wołczańsk i wsi Łukjance. "Aby ratować życie naszych żołnierzy i uniknąć strat" - podkreślono.
Rosjanie idą naprzód. I to dosłownie. Jednostki, które działają w obwodzie charkowskim, składają się przede wszystkim z piechoty. Na nagraniach z dronów obserwacyjnych widać, jak duże grupy żołnierzy wchodzą na terytorium Ukrainy, zajmując tzw. pas ziemi niczyjej.
To z jednej strony nie jest nic nowego, wszak piechota jest wykorzystywana do infiltracji terenu wroga, z drugiej strony zaś może wskazywać, że jednostki biorące udział w tych działaniach są dość ubogie w porównaniu np. do grup operujących w Donbasie.
Nie zmienia to faktu, że Ukraińcy na razie nie mają pomysłu, jak odeprzeć ataki. Jeśli trzy dni temu sytuacja była trudna, to teraz jest ekstremalnie trudna. Przyznał to zresztą szef policji w przygranicznym Wołczańsku Ołeksij Charkiwski.
"Wróg zajmuje pozycje na ulicach miasta, dlatego proszę: ludzie, ewakuujcie się. My wszystkim pomagamy. Wszyscy pracujemy, razem do zwycięstwa" - poinformował we wpisie na Facebooku, dodając, że "trwają aktywne walki".
O tym, że ewakuacja jest potrzebna, zresztą nie tylko z Wołczańska, ale też innych miejscowości, świadczy fakt, że w rejonie tego miasta główne spustoszenie sieją bomby lotnicze wystrzeliwane z bombowców taktycznych; Rosjanie atakują również za pomocą dronów uderzeniowych Shahed.
W środę rano gubernator obwodu charkowskiego Ołeh Syniehubow poinformował na Telegramie, że z intensywnie atakowanych przez Rosję terenów przygranicznych Ukrainy ewakuowano dotychczas blisko 8 tys. osób. W Wołczańsku w wyniku ostrzałów zginęła jedna, a ranne zostały dwie osoby.
O powadze sytuacji świadczy również fakt, że swoje zagraniczne wizyty odwołał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ukraiński przywódca pod koniec tego tygodnia miał polecieć do Hiszpanii i Portugalii, ale - jak przekazał jego rzecznik Serhij Nykyforow - spotkania nie dojdą do skutku.
"Po naradzie z dowódcami wojskowymi w sprawie sytuacji w atakowanym przez siły rosyjskie obwodzie charkowskim, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przenosi wszystkie zaplanowane w najbliższym czasie spotkania międzynarodowe" - przekazał jego rzecznik Serhij Nykyforow.
Szef ukraińskiego państwa polecił "opracować nowe daty wizyt". "Jesteśmy wdzięczni naszym partnerom za zrozumienie" - wyjaśnił Serhij Nykyforow.
O odwołaniu wizyt ukraińskiego przywódcy na Półwyspie Iberyjskim informował wcześniej portal stacji CNN Portugal. "Bez podawania szczegółów, otoczenie głowy państwa ukraińskiego musiało zrozumieć, że trudna sytuacja na kilku odcinkach frontu, w szczególności w obwodzie charkowskim, nie zachęca obecnie do wyjazdów za granicę" - napisano.
Obwód charkowski regularnie, od pierwszych dni pełnoskalowej wojny, jest ostrzeliwany przez siły rosyjskie. W początkowej fazie inwazji siły Moskwy zbliżyły się nawet do granic Charkowa, stolicy obwodu, przeprowadziły rajdy w jego obrębie, lecz później zostały odepchnięte.
Jaki jest cel rosyjskiej ofensywy w obwodzie charkowskim? Kreml - jak twierdzą zachodnie i ukraińskie źródła - zamierza utworzyć 10-kilometrową strefę buforową, przez co Charków znalazłby się w zasięgu rosyjskiej artylerii lufowej, natomiast poza zasięgiem wojsk ukraińskich znalazłyby się rosyjskie centra logistyczne.
To samo mówił w dzisiejszej Porannej rozmowie w RMF FM Daniel Szeligowski, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Ekspert zauważył, że Kijowowi - biorąc pod uwagę rozmiar grup atakujących na Charkowszczyźnie, liczących 30-35 tys. żołnierzy - nie grozi utrata Charkowa. To za mało, żeby stracić kontrolę terytorialną nad Charkowem - powiedział.
To (jednak) wystarczająco do tego, żeby wejść do 20 km w głąb ukraińskiego terytorium i mieć Charków w zasięgu artylerii, co doprowadzi do sytuacji, w które nastąpi fala migracji z tego miasta. To będzie miasto, w którym nie będzie się dało żyć - stwierdził.
W połowie kwietnia niezależny rosyjski portal Wiorstka podał, powołując się na jedno ze źródeł w administracji Władimira Putina, że Rosjanie nie chcą zrobić z Charkowa drugiego Mariupola (miasto niemal doszczętnie zniszczone przez Rosjan w pierwszej fazie inwazji - przyp. red.). Ma to być wizytówką tego, że Rosjanie umieją walczyć w cywilizowany sposób - dodało źródło.
Podobne przemyślenia ma ekspert z PISM. To jest moim zdaniem próba rozciągnięcia frontu. (...) Większość ataków miała miejsce w Donbasie, teraz (jest) uderzenie z północnego-wschodu, żeby ten front rozciągnąć. Moim zdaniem Rosjanie mają świadomość, że to jest za mało, żeby Charków zająć, ale wystarczająco do tego, żeby tę już słabą ukraińską armię cały czas wykrwawiać - zauważył.
Analityk jest zdania, że Rosjanie rozpoczęli ofensywę w obwodzie charkowskim właśnie teraz, bo pojawiło się dla nich "okienko możliwości", zanim na front dotrze amerykańska broń z ostatniego, wartego 60 mld dolarów pakietu pomocy wojskowej.
Prowadzący ofensywę na Charkowszczyźnie okupanci mają ułatwione zadanie, bowiem wiele wskazuje na to, że Ukraińcy nie zdążyli na czas wybudować fortyfikacji. Nie mieści się to w głowie, wszak o planach ataku w północno-wschodniej Ukrainie ukraiński wywiad trąbił już od dawna...
Kilka tygodni temu niezależny rosyjski portal The Moscow Times pisał, że naprawę obecnych i budowę nowych fortyfikacji obronnych w obwodzie charkowskim rozpoczęto dopiero 1 marca. Gubernator obwodu charkowskiego Ołeh Syniehubow mówił pod koniec marca w rozmowie z portalem Politico, że nie jest w stanie przewidzieć terminu zakończenia prac.
Jednak wyższy rangą dowódca wojskowy powiedział portalowi, że - jego zdaniem - Ukraina może nie mieć ani wystarczającej liczby min, by zbudować znaczące fortyfikacje, ani wystarczająco dużo żołnierzy do ich obsadzenia.
Ukraina nie przetrwała najczarniejszej godziny. Ona być może dopiero się zaczyna. Nie dość, że nie stworzono na czas umocnień, to brakuje i amunicji artyleryjskiej, i przede wszystkim ludzi. Przewaga liczebna Rosjan rośnie, podobnie jak liczba ataków.