"Jeśli Rosja faktycznie użyła w Mariupolu broni chemicznej, wszystkie opcje, jeśli chodzi o reakcję Zachodu, są możliwe" - oświadczył brytyjski wiceminister obrony James Heappey. Nie wykluczył nawet rozmieszczenia wojsk w Ukrainie.
Ukraińska Prawda, cytując dowódcę Pułku Azow Andrija Biłeckiego, przekazała wczoraj, że Rosjanie użyli broni chemicznej w ataku na zakłady Azowstal w Mariupolu. Doniesień tych nie potwierdził jednak oficjalnie prezydent Wołodymyr Zełenski, ani Stany Zjednoczone.
Brytyjska minister spraw zagranicznych Liz Truss przekazała z kolei, że Wielka Brytania próbuje zweryfikować te doniesienia. Dziś sprawę skomentował także brytyjski wiceminister obrony James Heappey.
W rozmowie ze stacją Sky News Heappey powiedział, że rząd Wielkiej Brytanii nie jest w stanie zweryfikować doniesień o ataku chemicznym, ale jeśli okażą się one prawdziwe, to "prezydent (Rosji Władimir) Putin powinien wiedzieć, że wszystkie możliwe opcje, jeśli chodzi o to, jak zareaguje Zachód, są na stole".
Zwrócił jednak uwagę, że kwestia użycia środków chemicznych nie jest czarno-biała.
Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że istnieją różne sposoby użycia tego typu broni - od gazu łzawiącego, który jest środkiem do tłumienia zamieszek, po całkowicie niszczycielskie, śmiercionośne systemy broni chemicznej. Nie sądzę, by zbyt zerojedynkowe podejście do tej sytuacji było pomocne, ponieważ jest ona bardzo zniuansowana - wyjaśnił.
Trzeba też jasno powiedzieć, że są rzeczy nie do przyjęcia, a użycie broni chemicznej spotka się z reakcją i są różne opcje na stole, jeśli chodzi o tę reakcję - podkreślił.
Zapytany później w radiu LBC, czy może wykluczyć rozmieszczenie wojsk brytyjskich lub sił NATO na Ukrainie, odparł: Nie. Wszystkie opcje są na stole.
Odnosząc się w Sky News do doniesień o dokonywanym w Ukrainie ludobójstwie, Heappey mówił, że to, co widać w Buczy, Irpieniu czy Hostomlu po wyjściu wojsk rosyjskich, jest "po prostu przerażające".
To są miejsca, do których udało nam się wprowadzić kamery. Jak to musi wyglądać, ilu zabitych musi być w miastach, do których nie udało nam się jeszcze dostać z kamerami - zauważył.