Po raz pierwszy od dwóch lat dostawy ropy naftowej z Wenezueli dotrą do Europy - podaje agencja Reutera. Dostawy trafią do włoskiej firmy naftowej Eni oraz hiszpańskiego Repsol. Liczne kraje Zachodu upatrują w imporcie z Wenezueli szansę na odcięcie się od rosyjskiej ropy.
Wenezuelska ropa jest objęta amerykańskimi sankcjami. Jednak w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę, Waszyngton zezwolił włoskim i hiszpańskim firmom na import surowca z Wenezueli.
650 tys. baryłek ropy ma wypłynąć z Wenezueli statkiem wyczarterowanym przez włoską firmę Eni. Do południowoamerykańskiego kraju płynie także tankowiec Pantanassa, na który ma trafić 2 mln baryłek. Surowiec ten także popłynie do Europy, z opcją sprzedaży części ładunku hiszpańskiej firmie Repsol.
Eksport wenezuelskiej ropy w maju spadł do najniższych poziomów od 19 miesięcy. Wszystko przez zmiany w umowach, które wymógł państwowy PDVSA. Koncern domaga się opłacenia dostaw zanim tankowce w ogóle zostaną wysłane w trasę. Wymagania te nie dotyczą firm, u których Wenezuela ma długi, takie jak m.in. Eni i Repsol.
Według informacji m.in. "The New York Times", administracja USA rozważa Wenezuelę jako potencjalnego następcę Rosji na rynku naftowym. Po inwazji na Ukrainę liczne kraje nałożyły sankcje na rosyjski surowiec, co doprowadziło do braków na rynkach i w konsekwencji - rosnących cen paliw. Szacuje się, że Wenezuela ma największe złoża ropy na świecie. Caracas ma jednak poważne problemy dyplomatyczne, gdyż wiele krajów (w tym Stany Zjednoczone) nie uznaje prezydenta Nicolasa Maduro za prawowitą głowę państwa. Zarzuca się mu oszustwa wyborcze oraz łamanie praw człowieka.
Ropa jest kluczowym elementem wenezuelskiej gospodarki. Spadek jej cen na rynkach przed laty wpędził kraj w hiperinflację i recesję. Ponieważ ceny surowca rosną, Wenezuela powoli się odbudowuje - inflacja znacznie spadła (choć i tak ceny towarów i usług rosną rok do roku w tempie kilkuset procent), a prognozy wzrostu PKB są optymistyczne.