W pobliżu lotniska w Kabulu doszło do dwóch wybuchów. Pentagon mówi o "złożonym zamachu". Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych. Do przeprowadzenia zamachu przyznało się Państwo Islamskie. Zachodnie kraje ostrzegały przez realną groźbą zamachów na lotnisku, gdzie zgromadził się nawet 10-tysięczny tłum. To Afgańczycy, którzy wciąż mają nadzieję, że uda im się opuścić kraj opanowany przez talibów. Czasu jest coraz mniej, bo zgodnie z ich zapowiedzią, ewakuacja ma zakończyć się do 31 sierpnia.
Rzecznik Pentagon John Kirby potwierdził, że pod lotniskiem w Kabulu doszło do dwóch eksplozji w ramach "złożonego zamachu".
Jedna z eksplozji miała miejsce pod Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie.
Do drugiego wybuchu doszło pod hotelem Baron, ok. 300 metrów dalej. Hotel ten był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji.
Według Sky News, jeden z wybuchów był wynikiem detonacji kamizelki zamachowca-samobójcy, zaś drugi - bomby umieszczonej w samochodzie.
Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych.
Państwa Zachodu ostrzegały przed zamachami. Tłum wokół lotniska jest idealnym celem dla terrorystów.
"Zamachowiec samobójca mógłby bardzo łatwo przeprowadzić atak na tych stłoczonych ludzi (...) ale oni nie chcą się ruszyć, są tak zdeterminowani, by opuścić ten kraj, że nie boją się nawet śmierci" - powiedział Agencji Reutera jeden z afgańskich pracowników lotniska.
W środę ambasada USA w Kabulu wezwała swoich obywateli, by nie udawali się na lotnisko, a tym, którzy już przebywają pod jego bramami poleciła natychmiast opuścić te miejsca. Powołano się na niesprecyzowane "zagrożenie dla bezpieczeństwa".
O potencjalnym ataku terrorystycznym ostrzegały także władze Wielkiej Brytanii i Australii.
Dowódca brytyjskiej armii James Heappey powiedział BBC, że zagrożenie jest "poważne" i może być "nieuchronne".
"Zarówno wojska amerykańskie, jak i nasze spodziewają się takiego ataku na lotnisku. Tego typu zagrożenie istnieje i jest bardzo prawdopodobne" - powiedziała z kolei minister obrony Hiszpanii Margarita Robles.
Na lotnisku wybuchła dziś panika, kiedy w czwartek odlatywał kolejny włoski samolot wojskowy z ewakuowanymi - na lotnisku rozległy się strzały.
"Początkowo pomyśleliśmy o ataku" - mówiła cytowana przez agencję Ansę obecna na pokładzie odlatującego samolotu dziennikarka telewizyjna Simona Vasta.
Potem okazało się, że siły afgańskie strzelały w powietrze z karabinu maszynowego, by rozproszyć nacierający na bramę tłum.
Od 14 sierpnia z Afganistanu ewakuowano blisko 100 tysięcy ludzi. Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid dwa dni temu zapowiedział, że talibowie nie zgodzą się na przedłużenie terminu ewakuacji. Już wiadomo, że przed końcem miesiąca nie uda się wydostać z tego kraju wszystkich współpracowników krajów Zachodu.
Nawet 10 tysięcy ludzi koczuje wokół lotniska w Kabulu, nie tracąc nadziei, że uda im się dostać na pokład odlatującego samolotu. Boją się, że talibowie, którzy przejęli rządy w Afganistanie, będą bezlitośnie mścić się na nich z ich współpracę z obalonym rządem czy siłami koalicji NATO.
BBC informuje, że talibowie zablokowali dojazd do portu lotniczego dla kolejnych uciekinierów. Ustanowili punkty kontrolne na dojazdach: jeden około 5 km na północ od lotniska, a drugi przy jego wschodniej bramie.
Według telewizji Al-Dżazira talibowie chcą powstrzymać swoich rodaków przed ucieczką z kraju.
Tymczasem Wysoka Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (UNHCHR) Michelle Bachelet już alarmuje o poważnym łamaniu praw człowieka przez talibów w Afganistanie, w tym o zbiorowych egzekucjach cywilów i członków afgańskich służb bezpieczeństwa, którzy się poddali.
Część europejskich sojuszników USA ogłosiła wstrzymanie lub zakończenie swoich lotów ewakuacyjnych - m.in. ze względu na zagrożenie zamachem terrorystycznym - mimo że w Afganistanie pozostały wciąż "tysiące zachodnich obywateli i stałych rezydentów".
O zakończeniu akcji w Kabulu oficjalnie poinformował dziś premier Mateusz Morawiecki.
"Sytuacja z każdym dniem, z każdą godziną w Afganistanie jest coraz trudniejsza. Należy rzec, dramatyczna" - przyznał.
Polska wykonała łącznie 44 loty. Ewakuowano z Afganistanu ponad 1100 osób, z czego 937 osób to obywatele Afganistanu, którzy współpracowali w ciągu ostatnich 20 lat z oddziałami polskimi lub z polską dyplomacją.
Wiadomo też, że w Afganistanie pozostało wiele osób, które pracowały dla polskiego wojska czy ambasady, a które nie zdołają się ewakuować.