Prezydent USA Joe Biden zaznaczył w wywiadzie dla telewizji ABC, że decyzja w sprawie wyjścia z Afganistanu była konsultowana z sojusznikami i wszyscy się z nią zgodzili. Dodał też, że nikt nie przewidział szybkiego rozpadu afgańskiej armii.
Przed podjęciem decyzji spotkałem się ze wszystkimi sojusznikami w ramach NATO w Europie. Zgodzili się, że powinniśmy stamtąd wyjść - powiedział Biden.
Dodał, że prowadził też wiele rozmów telefonicznych z liderami, by zapewnić "spójny pogląd na to, jak odtąd będziemy sobie z tym radzić". Odpowiedział w ten sposób na sugestie, że działania USA w Afganistanie przeczą jego hasłom o odbudowie sojuszy i "powrocie Ameryki".
Prezydent stwierdził też, że raporty wywiadowcze, jakie otrzymywał na temat sytuacji w Afganistanie, nie przewidziały tak szybkiego rozpadu afgańskich sił.
Nie było w tej sprawie konsensusu. Jeśli spojrzy się wstecz i popatrzy na raporty wywiadowcze, one mówiły, że bardziej prawdopodobne jest, że dojdzie do tego pod koniec roku - stwierdził prezydent.
Wczoraj w podobnym tonie wypowiedział się szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, gen. Mark Milley. Jak stwierdził, najbardziej pesymistyczne prognozy mówiły o upadku Afganistanu w ciągu tygodni lub miesięcy po wyjściu wojsk USA i "nikt nie przewidział zapaści w ciągu 11 dni".
Biden powiedział w wywiadzie, że USA już dawno powinny były wyjść z Afganistanu, spełniwszy dwa podstawowe cele: zabijając Osamę bin Ladena i degradując możliwości operacji al-Kaidy w Afganistanie.
Jak zauważył, zagrożenie terroryzmem jest obecnie większe w innych regionach, m.in. we wschodniej i zachodniej Afryce i choć odrodzenie się al-Kaidy w Afganistanie jest możliwe, USA będą mogły odpowiedzieć na to bez obecności wojsk na miejscu.
W ocenie prezydenta, wycofanie z Afganistanu wiązałoby się z chaosem i nieporządkiem niezależnie od momentu, a chaos był nieunikniony.
Biden zapowiedział, że akcja ewakuacji Amerykanów w Afganistanie - których może być nawet do 15 tys. - potrwa tak długo, jak będzie to konieczne. Tego samego nie zagwarantował 50-65 tys. afgańskim współpracownikom sił USA, choć zapewnił, że Ameryka dołoży starań na tym polu.
Nasze zobowiązanie nadal jest aktualne, by wydostać wszystkich, których możemy i wszystkich, którzy powinni się wydostać. To jest cel. To teraz robimy i na tej ścieżce jesteśmy - powiedział Biden.
Dodał też, że Ameryka powinna ewakuować tak wiele afgańskich kobiet, jak to tylko możliwe. Zaznaczył jednak, że nie można walczyć o prawa kobiet za pomocą zbrojnych interwencji, a Afganistan nie jest jedynym miejscem, gdzie sytuacja kobiet jest trudna.
Pytany o to, czy talibowie się zmienili w ciągu ostatnich 20 lat, Biden stwierdził, że są obecnie w trakcie "pewnego rodzaju egzystencjalnego kryzysu, na temat tego, czy chcą zostać uznani przez społeczność międzynarodową za prawowitą władzę".
Prezydent zgodził się, że ich fundamentalistyczne poglądy są dla nich ważniejsze niż uznanie świata, lecz muszą się również troszczyć o to, "czy mają co jeść i czy mają pieniądze i są w stanie zarządzać gospodarką".
Nie twierdzę, że to przeważy, ale jest to część tego, co się teraz dzieje. I nie sądzę, by ktokolwiek przewidział, że talibowie zapewnią bezpieczny dojazd (na lotnisko - przyp. red.) obywatelom USA - powiedział Biden.
Wiceszefowa resortu dyplomacji Wendy Sherman oświadczyła wczoraj, że dotychczasowe informacje wskazują, że talibowie dotrzymują obietnicy dopuszczenia do lotniska obywateli USA, choć nie Afgańczyków.