Cisza, spokój, puste ulice, pozamykane sklepy, trochę ludzi z nartami na ramionach lub deskami snowboardowymi pod pachą. To obraz tętniącego w trakcie zimowych igrzysk życiem Whistler parę godzin po tym, jak zgasł olimpijski ogień.
Nawet doba nie minęła od oficjalnego zakończenia przez przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimijskiego Jacquesa Rogge 21. zimowych igrzysk, a oddalony o około 120 km od Vancouver kurort, w którym odbyła się większość konkurencji na świeżym powietrzu, przestał przypominać zagłębie kibiców.
Na ulicach odbywa się wielkie sprzątanie. Z domów zdejmowane są telebimy, z głównego placu usuwana jest scena, a po Medal Plaza, gdzie co wieczór odbywały się ceremonie dekoracji, niewiele już zostało. Ten, kto przyjedzie tu za dwa dni, nawet nie będzie świadom, że zaledwie przed kilkunastoma godzinami był tu "sportowy ośrodek świata".
W Centrum Prasowym, w którym na ogół o miejsca trzeba było walczyć, w poniedziałek panowały pustki. Wolontariusze zaniechali nawet kontroli bezpieczeństwa i do budynku można było wejść tylko za okazaniem akredytacji.
To już koniec. Przez ostatnie sześć lat niczego innego nie robiliśmy, tylko skupialiśmy się na tym, by godnie i przyjaźnie przywitać sportowy świat. Cała nasza praca była ukierunkowana na igrzyska. A teraz? Jest mi smutno, że wszystko już za nami. Nawet nie jestem specjalnie zmęczona. Czas, by poszukać sobie kolejnych wyzwań- mówi jedna z wolontariuszek.
Osób ubranych w niebieskie kurtki też jest coraz mniej. Jedni spakowani czekają na autobus, który zawiezie ich do domu, drudzy korzystają jeszcze z okazji, by zrobić sobie ostatnie zdjęcia, a jeszcze inni zaofiarowali swoją pomoc w sprzątaniu. Tego zostało już naprawdę niewiele. Parę godzin i będzie po sprawie. Szkoda, wielka szkoda, że to już koniec"- oceniają.
Zimowe igrzyska w Vancouver trwały od 12 do 28 lutego. Polacy wylecieli z Kanady z dorobkiem sześciu medali. To najlepszy wynik w historii występów w "białych olimpiadach".