Nie podjąłem jeszcze decyzji o zakończeniu kariery. Na razie o tym nie myślę. Po każdym sezonie zastanawiam się, co robić dalej. Nie wykluczam nawet startu w następnych igrzyskach w Soczi - powiedział Tomasz Sikora po przylocie wraz z całą ekipą biathlonistów z Kanady. Zawodnik stwierdził, że z występów w Vancouver nie jest zadowolony.
Jak podkreślił, oczekiwania zarówno jego, jak i mediów, a także i kibiców, były z pewnością dużo większe niż to, co osiągnął. Nie mogę być zadowolony, ale widzę też pozytyw, że ustabilizowałem się w biegu. Natomiast nie wyszło mi to, co decyduje w biathlonie, a mianowicie strzelanie. Teraz myślę tylko, aby zamazać ten nieudany występ w igrzyskach dobrymi wynikami w trzech ostatnich w tym sezonie zawodach Pucharu Świata - dodał Sikora.
Czy można wyobrazić sobie polski biathlon bez niego? Sikora stwierdził, że nie ma ludzi niezastąpionych, prędzej czy później ktoś "wypłynie", choć na razie w gronie mężczyzn nie widać tego, któremu mógłby przekazać "pałeczkę". Za to - jego zdaniem - jest bardzo silna drużyna kobiet.
Kto będzie trenerem kadry, jeśli dotychczasowa ukraińska para Nadia Biłowa i Roman Bondaruk nie przedłużą umowy z Polskim Związkiem Biathlonu? Oboje zadeklarowali w Vancouver, że chcą zakończyć wieloletnią współpracę. Póki co Sikora nie widzi w kraju nikogo, kto mógłby ich zastąpić, a on sam nie pali się do tego, by po zakończeniu zawodniczej kariery zostać trenerem. W Kanadzie byliśmy skoncentrowali na treningach i startach, więc na te tematy nie rozmawialiśmy. Jeżeli Biłowa i Bondaruk nie zechcą dalej z nami pracować, to trzeba będzie się rozejrzeć za kimś spoza kraju. U nas ciężko jest kogoś wybrać. Ja nie widzę w Polsce szkoleniowca, który ma takie doświadczenie, m.in. w Pucharze Świata, jak obecna para - powiedział 36-letni biathlonista.
Zdobywca trzech medali mistrzostw świata (złoty w 1995 r., srebrny w 2004 r., brązowy w 1997 r.) debiutował w "białej olimpiadzie" w 1994 roku w Lillehammer. Potem startował w każdej następnej. Jak będzie wspominał igrzyska w Vancouver? Nie chcę dziś twierdzić, że bardzo źle, ale na myśl nie przychodzi mi nic dobrego. I nie dlatego, że wracam bez medalu. Jeden pozytyw, że biegową formę doprowadziłem do dobrego stanu. Drugi - bardzo sympatyczni Kanadyjczycy. A dalej? - zastanawiał się i ocenił, że pod każdym względem, a przede wszystkim organizacyjnym, nikt nie przebił w minionych latach Lillehammer. A igrzyska w Vancouver będą mu się kojarzyć z... krwią. Tak częstych badań antydopingowych jeszcze w karierze nie miałem. W ciągu dziesięciu dni cztery razy byłem wzywany na pobranie krwi. Nie jestem absolutnie przeciwnikiem kontroli, ale nie może być tak, że rozwala się zawodnikowi bardzo ważny etap przygotowań do startu. Wzięto mnie na badanie podczas oficjalnego treningu, gdy testowałem narty. Odebrano mi w ten sposób szansę na lepszy wynik. Poza tym podchodzono do nas jak do przestępców. To było okropne, strasznie mi to przeszkadzało, wręcz irytowało - wspomniał Sikora.