Rządząca Partia Regionów zakończyła akcję poparcia dla polityki prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, która miała pokazać, że społeczeństwo akceptuje jego decyzję o odmowie podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Akcja zapowiadana była jako bezterminowa.
Organizatorzy tzw. Antymajdanu, który zaczął się zbierać w ostatnim tygodniu listopada w odpowiedzi na demonstracje niezadowolonych z rezygnacji ze zbliżenia Ukrainy z Zachodem, oświadczyli, że ogółem wzięło w nim udział pół miliona ludzi.
Zaangażowani w akcję deputowani Partii Regionów wyjaśnili, że wstrzymują ją ze względu na zbliżające się święta. Zaapelowali, by podobną decyzję podjęła opozycja, która zebrała w niedzielę w Kijowie kilkudziesięciotysięczny wiec przeciwników władz. Większość uczestników protestów w stolicy to normalni, prości ludzie ze wszystkich regionów kraju, którzy nie chcą konfliktów i podziałów. Oni chcą pokoju, chcą żyć, pracować, wychowywać dzieci i cieszyć się życiem. Apelujemy, by powrócili do swoich rodzin i przywitali Nowy Rok w gronie rodziny i bliskich - oświadczył jeden z czołowych polityków rządzącego ugrupowania, Mychajło Czeczetow.
Zwolennicy Partii Regionów zbierali się w parku Maryjskim, tuż obok siedziby rządu i parlamentu Ukrainy. Na co dzień przychodziło tu ok. 1-2 tys. młodych ludzi w strojach sportowych, których nazywa się "tituszkami". Termin ten wywodzi się od nazwiska Wadyma Tituszki, chuligana, który wiosną na oczach milicji pobił dwójkę dziennikarzy. Według ogólnej opinii, ludzie ci działają na zlecenie władz.
Na Majdanie Niepodległości, w obozowisku przeciwników władz opowiadających się za integracją Ukrainy z UE, obawiano się, że "tituszkowie" mogą być wykorzystani do sprowokowania zamieszek z milicją. Opozycja twierdzi, że to właśnie oni wywołali m.in. bójki w okolicach siedziby prezydenta Janukowycza 1 listopada, w wyniku których obrażenia odniosło ponad 300 osób.
(MRod)