Ukraina to piąte miejsce na świecie pod względem liczby ofiar cywilnych, które ucierpiały na skutek eksplozji min. W ciągu ponad trzech lat trwania konfliktu w Donbasie rannych został co najmniej 1250 osób. Tylko w RMF FM specjalny raport ze wschodu Ukrainy i relacja naszego wysłannika Patryka Michalskiego prosto z pogranicza z Ługańską Republiką Ludową, gdzie od dwóch miesięcy saperzy prowadzą operację rozminowania tamtejszych terenów.

Blisko ruchliwej drogi, która prowadzi do Ługańska, pracują saperzy z Duńskiej Rady ds. Uchodźców. To jedna z trzech instytucji, która uświadamia mieszkańców na wschodzie Ukrainy, że w pobliżu ich domów i na ich polach mogą znajdować się miny. To jeden z poważniejszych problemów dla ludzi żyjących na terenach, gdzie przechodziła linia frontu. Uporanie się z nim dopiero się zaczyna.

Oprócz edukacji, grupa kilkunastu saperów przeszukuje tutejsze tereny centymetr po centymetrze. Jednym z pierwszych wygrodzonych terenów jest kilka hektarów pola, półtora kilometra od miejscowości Myrna Dolyna, co znaczy... Dolina Pokoju. Ale ta nazwa nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - tylko w ostatnim czasie saperzy znaleźli tu cztery miny.

Saperzy, przystępując do sprawdzania terenu, otaczają pole czerwonymi słupkami i kamieniami. To znak, że teren nie został sprawdzony, więc przekroczenie tej umownej linii grozi śmiercią. Wewnątrz pola białe słupki wytyczają bezpieczne, wcześniej sprawdzone tereny.

Saperzy w specjalnych kombinezonach, z wykrywaczami metali, centymetr po centymetrze, sprawdzają, czy ziemia nie kryje min. Żeby mieć stuprocentową pewność, ten sam teren jest przeszukiwany kilkukrotnie. Żółty słupek oznacza, że tuż obok niego udało się namierzyć minę. Dodatkowym sygnałem ostrzegawczym jest specjalny gwizdek. Następnie zaczyna się najniebezpieczniejsza część, czyli wydobywanie miny, która zazwyczaj waży około siedmiu kilogramów.

Długość pracy saperów zależy m.in. od pogody, ale zazwyczaj zaczynają o godz.  9:00 i kończą o 17:00. Ich działania mogą być szczególnie niebezpieczne zimą, dlatego akcja zostanie wstrzymana. 

Wojna trwa, więc kolejne tereny zamieniają się w pola minowe. Ale oczyszczenie terenu, który dzisiaj jest strefą buforową, może zająć od pięciu nawet do dziesięciu lat. Wszystko zależy od tego, ile osób uda się wyszkolić. Na razie grupa saperów składa się z dwunastu osób. A do rozminowania tylko okolicznych miejscowości potrzebne są setki osób - przyznaje jeden ze saperów. Widzieliśmy naprawdę wiele wypadków, to zazwyczaj rolnicy, którzy byli ranni, ginęli, a ich sprzęt został zniszczony. To poważny problem - mówi. W tym regionie najczęściej na miny przeciwpancerne najeżdżają nie czołgi a traktory.

Saperzy alarmują, że ukraińskie władze nie mają ewidencji terenów, na których może być szczególnie dużo min. Dlatego saperzy wybierają miejsca do sprawdzenia m.in. na podstawie rozmów z mieszkańcami okolic, ale miny mogą być tutaj wszędzie. Na tych polach prowadzona była regularna wojna. Dzisiaj to piętnastokilometrowa strefa buforowa, w której ludzie próbują normalnie żyć i na przykład uprawiać ziemię - tłumaczy mi jeden z saperów - były żołnierz Oleksi. Moje doświadczenie może być wsparciem i pomocą dla ludzi, którzy żyją na linii konfliktu - mówi.

(mpw)