Kolejny, trzeci w ciągu ostatniej doby alarm bombowy ogłoszono w kijowskim metrze na dwóch stacjach znajdujących się bezpośrednio pod i tuż obok Majdanu Niepodległości. Na placu wciąż zbierają się przeciwnicy prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Z kolei około 200-osobowa grupa ubranych na sportowo młodych ludzi zablokowała wejście do przedstawicielstwa UE w Kijowie, domagając się od Zachodu wstrzymania nacisków na Ukrainę.
Zdaniem opozycji zamykanie stacji kolejki podziemnej to decyzja władz, które chcą utrudnić ludziom dojazd na Majdan. W okolice placu można dostać się samochodem, jednak w związku z trwającymi od wczoraj opadami śniegu Kijów jest mocno zakorkowany.
Zgromadzeni w centrum Kijowa ludzie mają problemy nie tylko z dojazdem do miejsca protestów, czy też z przedostaniem się stamtąd do domów. Milicyjne kordony, które blokują ulice prowadzące na Majdan, nie przepuszczają pod otaczające plac barykady samochodów z żywnością i opałem. Protestujący muszą przynosić zapasy na Majdan w rękach.
W obozowisku przeciwników rządu i w jego okolicach nie widać także żadnych służb komunalnych, jednak ludzie sami odśnieżają i sprzątają teren, będący pod ich kontrolą.
Przypomnijmy, że dzień wcześniej milicja wyparła ludzi z barykad, które zbudowano przed siedzibą rządu i prezydenta, by nie dopuścić urzędników do ich gabinetów. Ulice, którymi będzie poruszała się wysłanniczka UE są silne strzeżone przez milicjantów wyposażonych w pałki i tarcze.
Tymczasem około 200-osobowa grupa ubranych na sportowo młodych ludzi zablokowała wejście do przedstawicielstwa UE w Kijowie, domagając się od Zachodu wstrzymania nacisków na Ukrainę. To dziś w Kijowie oczekiwana jest szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton.
Według rzecznika zablokowanej placówki, Davida Stulika dyplomaci nie zostali poinformowani o planowanej demonstracji, a zaalarmowana przez nich milicja nie przyjechała na wezwanie. Przy ambasadzie znajduje się tylko trzech funkcjonariuszy ukraińskiej ochrony placówek dyplomatycznych, którzy także nie reagują na zgromadzenie - relacjonował Stulik.
Oświadczenie w tej sprawie wydał jednak rzecznik MSZ Ukrainy Jewhen Perebyjnis, który poinformował, że jego resort zwrócił się do MSW Ukrainy z prośbą o odblokowanie ambasady UE. Mimo to liczba zgromadzonych, których na początku akcji było zaledwie 50, rośnie.
Młodzi ludzie trzymają plakaty z żądaniami zaprzestania popierania przez UE "okupantów budynków rządowych" oraz transparenty, które przypominają, że "demokracja to prawo i porządek".
Rzecznik unijnej ambasady ocenił, że zebrani to tzw. "tituszkowie", młodzi wysportowani ludzie z prowincji, nazywani tak od nazwiska chuligana, który wiosną na oczach milicji pobił dwójkę dziennikarzy. Według ogólnej opinii ludzie ci działają na zlecenie władz.
(mal)