"W żeńskim tenisie cały czas pojawiają się nowe zawodniczki, które potrafią nawiązać walkę z najlepszymi. U panów dużo mówi się o młodych-zdolnych, ale w wielkim szlemie cały czas rządzą doświadczeni, starsi zawodnicy" - mówi w rozmowie z RMF FM tenisowy ekspert Michał Lewandowski, który podsumował dla nas zakończony wczoraj Australian Open. Ocenił wielkoszlemowy debiut Igi Świątek i szanse naszych najlepszych obecnie singlistów: Huberta Hurkacza oraz Kamila Majchrzaka.

"W żeńskim tenisie cały czas pojawiają się nowe zawodniczki, które potrafią nawiązać walkę z najlepszymi. U panów dużo mówi się o młodych-zdolnych, ale w wielkim szlemie cały czas rządzą doświadczeni, starsi zawodnicy" - mówi w rozmowie z RMF FM tenisowy ekspert Michał Lewandowski, który podsumował dla nas zakończony wczoraj Australian Open. Ocenił wielkoszlemowy debiut Igi Świątek i szanse naszych najlepszych obecnie singlistów: Huberta Hurkacza oraz Kamila Majchrzaka.
Naomi Osaka / LYNN BO BO /PAP/EPA

Patryk Serwański: W najnowszym rankingu WTA pozycje zmieniły wszystkie zawodniczki z czołowej dziesiątki. Po Australian Open wszystko zostało totalnie wymieszane. Taka liczba zmian jest zaskoczeniem?

Michał Lewandowski: W tenisie kobiecym obserwujemy zupełnie inną sytuację rankingową niż w męskim tenisie. Tam mamy mocne osadzenie liderów, tu u kobiet przetasowania są bardzo duże. Nie tak dawno w jednym sezonie mieliśmy 6 liderek. Teraz pojawia się na szczycie nowe nazwisko. Dziewczyny z drugiej czy trzeciej dziesiątki potrafią zamieszać w czołówce, zaskoczyć. Taka tendencja utrzymuje się od paru lat. W pewnym sensie panuje ciągle bezkrólewie po Serenie Williams.

Może i jest bezkrólewie, ale drugi z rzędu turniej wielkoszlemowy wygrała Naomi Osaka. Japonka została też liderką rankingu. Może widzimy w końcu początek nowej historii w kobiecym tenisie?

Znowu wrócę do porównania kobiecego i męskiego tenisa. U kobiet powoli, powoli można mówić o zmianie pokoleniowej. Młode zawodniczki coraz mocniej dochodzą do głosu. Osaka dokonała dużej sztuki wygrywając w Melbourne. Obawiałem się, że nie udźwignie tego ciężaru, ale pokazała, że jest gotowa na wielkie sukcesy i powtarzalność.

Wszyscy lubimy niespodzianki. Tu taką niespodzianką była Amerykanka Danielle Collins, która dotarła do ćwierćfinału Australian Open.

Bardzo duża niespodzianka. Jeszcze niedawno Collins grała tenis uniwersytecki - tak to nazwijmy. Ciekaw jestem, na co będzie ją stać w dalszej części sezonu. Pamiętam, jak kilka lat temu swoją historię napisała Johanna Konta, która wyskoczyła jak królik z kapelusza, doszła do półfinału i potem dołączyła do czołówki. Może Collins to kolejne gorące nazwisko. Rok temu pojawiła się Aryna Sabalenka, wcześniej Elina Switlina czy Daria Kasatkina. Ciągle widzimy nowe zawodniczki, które wchodzą na wysokie miejsca w rankingu, bardzo poważnie atakują czołówkę. Potrafią też wygrać z najlepszymi.

My mogliśmy cieszyć się grą Igi Świątek. Magda Linette przegrała z Osaką, a Świątek nie dość, że przeszła przez eliminacje to jeszcze zdołała awansować do drugiej rundy, pokonując Anę Bogdan. Debiut wielkoszlemowy zaliczony na plus.

Iga Świątek zaliczyła naprawdę bardzo udany debiut w wielkim szlemie. Przeszła trzystopniowe eliminacje, wygrała pierwszą rundę. Camilla Giorgi była już zbyt wymagającą rywalką, a jest naprawdę świetnie przygotowana do sezonu. Troszkę mógł nas zaniepokoić nieudany występ Igi w Auckland, ale wiadomo, że Melbourne było o wiele ważniejsze. Iga miała najtrudniejszą rywalkę w pierwszej rundzie eliminacji, później poszła za ciosem. Pokazała siłę mentalną. Widać, że nie boi się tego seniorskiego tenisa, zebrała mnóstwo doświadczenia. Chłonęła tą atmosferę w Melbourne i już czeka na kolejne takie wyzwania. Co ważne, zdobyła punkty i zarobiła pieniądze, a to ważne dla zawodniczek z drugiej setki rankingu.

Większość kibiców była rozczarowana przebiegiem finału. Nie spotkałem się z żadnym głosem przewidującym łatwe i szybkie zwycięstwo Djokovicia. Obaj przystąpili do tego meczu dość wypoczęci, mając za sobą spokojne półfinały. Cały męski turniej był ciekawy, natomiast w kontekście finału - Djoković zagrał jak maszyna. To jest człowiek, który potrafił wygrać ponad 40 meczów z rzędu w trakcie jednego sezonu i znów jest w takiej formie. Nie popełnia błędów, nie oddaje nic za darmo. I co najważniejsze, cały czas się rozwija. Osobiście jestem trochę rozczarowany tym zapleczem. Dużo mówi się o tych młodych, zdolnych. Ale oni cały czas nie potrafią zluzować tej starej gwardii. Potrafią w ciągu roku wygrywać turnieje, ale w wielkim szlemie nie istnieją. Wydaje się, że dopóki Federer, Djoković, Nadal nie odejdą na emeryturę, to młodzi nie będę mieli do nich podejścia. To troszkę smutne.

Tsitsipas odesłał jednak Federera na trybuny. Ciekawy turniej miał Frances Tiafoe. Daleko zaszedł Lucas Poullie. Uważasz, że oni jednak mogą walczyć tylko ze sobą, a takie sytuacje jak wygrane Greka nad Szwajcarem to jeszcze przypadek?

Zastanawiam się, jak z nimi będzie. Są świetnie wyszkoleni, ale te turnieje wielkoszlemowe - dwutygodniowe, mecze toczone do 3 wygranych setów. Ci starzy mistrzowie odnajdują się w tym ciągle najlepiej. Mimo wieku, mimo teoretycznie słabszej kondycji. A tu ciągle młodzi odpadają, a starzy mistrzowie kolekcjonują sukcesy wielkoszlemowe. Jak długo to jeszcze potrwa? Nie wiem. Czy młodzi sami się przebiją, czy będą musieli czekać aż stara gwardia odejdzie. Obserwujemy teraz takie odejście od sportu Andy’ego Murray’a.

Pełna emocji konferencja Szkota, mówiącego o tym, jak jego organizm nie radzi już sobie z obciążeniami, to jeden z najważniejszych momentów Australian Open?

Na tym etapie nie można powiedzieć, że sport to zdrowie. Murray momentami ledwo chodził. Już bardzo długo boryka się z problemami. Nawet kiedy wygrywał ważne turnieje, walczył z bólem. On prezentuje taki mało ekonomiczny styl gry. Stąd też uważam brały się te kontuzje, problemy z biodrem. Smutne, że tak to wygląda. Wiadomo, że Murray chciałby się pożegnać z kibicami na Wimbledonie. Ale czy dotrwa? Możliwe, że będzie zmuszony zakończyć karierę wcześniej.

My musimy cieszyć się rekordowymi notowaniami w rankingu Huberta Hurkacza (73.) i Kamila Majchrzaka (156.). Stać ich by w najbliższym czasie wykonać kolejny krok na przód?

Bardzo fajny występ w Melbourne zanotował Majchrzak. Te dwa wygrane sety z Nishikorim - byłem zdumiony. To też pokazuje, jak wyrównana jest stawka na tych dalszych miejscach rankingowych. Jak trudno przebić się przez challengery i zdobyć więcej punktów. Dla Kamila to bardzo ważny moment. Uwierzył, że może walczyć z takimi rywalami. Teraz nic tylko pracować, ciułać punkty i móc grać w najważniejszych turniejach bez eliminacji jak Hurkacz. Eliminacje kosztują mnóstwo zdrowia i potem zabrakło zdrowia w piątym secie meczu z Nishikorim. Obaj nasi zawodnicy mają papiery na granie - na pierwszą setkę na pewno. Myślę, że także na top-50. Trzeba tylko pamiętać, że konkurencja jest ogromna. 

Autor: Patryk Serwański
Opracowanie: Magdalena Partyła