Jak zarabiać więcej i jak wydawać pieniądze - tego przede wszystkim nauczą wolontariusze powracający do rodzin w potrzebie. Finał tegorocznej Szlachetnej Paczki już za nami, ale organizatorzy akcji charytatywnej nie zamierzają zapomnieć o osobach, które znalazły się w ich bazie potrzebujących. "Nie ma chyba do tej pory, takiego programu w Polsce, który by uczył naturalnego, normalnego, podejścia do pieniędzy. Są szkolenia biznesowe, które w dużej mierze oddzielają życie od zarabiania. Uczą technik zarabiania, ale nie uczą takiego życia, w którym można zarabiać i żyć pełnią życia. A my tego właśnie chcemy" - powiedział w specjalnym wywiadzie dla RMF FM pomysłodawca Szlachetnej Paczki ks. Jacek Stryczek. Rozmawiała z nim Ada Pałka.
Ada Pałka: Wolontariusze, którzy w weekend 10-11 grudnia odwiedzili potrzebujących po to, aby przekazać im przygotowane przez darczyńców paczki - wrócą do nich. To nowość w Szlachetnej Paczce. Kiedy i po co odbędą się kolejne wizyty?
Ks. Jacek Stryczek: Kiedy przygotowałem strategię Paczki w 2013 roku zadałem sobie pytanie, co będzie robiła Paczka w 2020 roku? Wtedy pomyślałem sobie, że ciągle rośnie w Polsce klasa średnia i może już nie być tak dużo biednych rodzin, ale na pewno w Polsce będą potrzebne szkolenia z tego, jak zarabiać więcej, jak lepiej wydawać pieniądze. No i to się właśnie spełniło w tym roku. Najpierw chcemy uczyć wolontariuszy, jak więcej zarabiać. Obecnie jesteśmy w trakcie przygotowania tych programów. Najważniejsze założenie jest takie, że chcemy pracować z człowiekiem takim, jaki jest.
Chcemy tak naprawdę uczyć ludzi, jak żyć, żeby częścią tego życia było to, że zarabianie jest łatwe. Na przykład, ja mam takiego przyjaciela, który stracił kilka razy w życiu pracę, ale nigdy jej nie szukał, co oznacza, że tak dobrze traktował zawsze ludzi, z którymi pracował, że jak tylko dowiedzieli się, że stracił pracę, to natychmiast go ściągali. I fajnie jest nauczyć ludzi właśnie takiego podejścia do zadań i do innych ludzi, żeby być tą osobą, którą ktoś potrzebuje.
Kiedyś mój znajomy, który potem został milionerem, zaczął pracę od tego, że sprzątał w barze, ale jako jedyny wkładał tyle wysiłku, że nie tylko te stołki barowe wycierał od góry, ale też od dołu i te nóżki. I w ciągu dwóch tygodni jego szef zrobił go menadżerem knajpy, a już dwa czy trzy lata później był milionerem. Nie wiadomo, dlaczego często ludzie idą do pracy i nie angażują się tak, jakby mogli, co sprawia, że po pierwsze nie rozwijają swoich kompetencji, a po drugie nie budują swojego dorobku. Też w relacjach, w przekonywaniu do siebie. I w efekcie: czym się mniej angażują, tym bardziej stają się niewolnikami pracy, której mogą nie lubić, bo nie potrafią wiele.
To wszystko to jest postawa życiowa. Natomiast pytanie jest: z jakiego punktu my musimy wyjść? Na wstępnym szkoleniu wolontariuszy zadaliśmy pytanie: z czym mi się kojarzą pieniądze. Z wojną, z mikrobami, z chorobami, z zazdrością, z pokusami. To jest punkt, z którego my wyruszamy w tym kraju, do tego, żeby uczyć Polaków. Nie ma chyba do tej pory takiego programu w Polsce, który by uczył naturalnego, normalnego, podejścia do pieniędzy. Są szkolenia biznesowe, które w dużej mierze oddzielają życie od zarabiania. Uczą technik zarabiania, ale nie uczą takiego życia, w którym można zarabiać i żyć pełnią życia. A my tego właśnie chcemy.
Jak dokładnie będzie wyglądała pomoc wolontariuszy? Będą regularnie odwiedzali te rodziny?
Ten projekt jest cały czas jeszcze w fazie rozwoju, przymierzamy się. Ogromne znaczenie też ma, ile zdobędziemy pieniędzy, żeby go zrealizować, bo tego nie da się zrobić bezkosztowo. To jest inwestycja w zmianę naszego kraju, naprawdę to jest ważne. Przymierzamy się do tego, że wolontariusze przejdą dwa dni takich podstawowych szkoleń, z tego jak więcej zarabiać, lepiej wydawać plus cztery dodatkowe. Zależy nam na tym, żeby wolontariusze byli fajniejsi, mieli większe kompetencje na wolnym rynku, a potem żeby wrócili do rodziny w potrzebie w przynajmniej dwóch różnych spotkaniach, żeby zdiagnozować problemy tych rodzin.
Zobaczymy też, czy uda się członków tych rodzin sprowadzić na dedykowane dla nich szkolenia. Wiem z doświadczenia, że to nie jest takie proste, na przykład, odejść od chorego, który leży w łóżku, pozostawić dzieci bez opieki. My rozumiemy różnego rodzaju uwikłania, które są w tych rodzinach. Mamy taką zasadę w Paczce, że pomagamy bez dogmatów. Zaczynamy, potem patrzymy, jakie to daje efekty i w oparciu o to, co działa poprawiamy te projekty.
Ważna zasada jest też taka, że nigdy nie mieliśmy dużo zasobów, więc optymalizujemy tę skuteczność, czyli przy małych nakładach, żeby był duży efekt i to jest droga, którą pewnie przez parę lat będziemy musieli pójść. To jest dokładnie tak, jak w Akademii Przyszłości. To jest jedno spotkanie tutora z dzieckiem w tygodniu, a dziecko się przemienia w stu procentach praktycznie. Nie zwiększamy zakresu tej pracy, a jednak podnosimy efektywność i tutaj też chcielibyśmy tak działać.
Mam w ogóle taką nadzieję, że w ciągu dziesięciu lat przeoramy ten kraj i każdy zetknie się z naszymi programami rozwojowymi w obszarze zarabiania, żebyśmy mieli też w Polsce taki wspólny etos, taki wspólny punkt odniesienia do tego, jak patrzeć na rzeczywistość, jak się zachować, że dobrze jest w ogóle być życzliwym.
Liczba zainteresowanych osób Szlachetną Paczką spada. To efekt m.in. programu 500 +. Darczyńcy uważają, że tym rodzinom nie trzeba już pomagać. Ludzie są też mniej wrażliwi, zamknięci, patrzą tylko na siebie... Jak chcecie przekonać Polaków do tego, żeby pomagali, żeby liczba zaangażowanych w Paczkę rosła.
To jest nasza diagnoza. Jesteśmy dużą organizacją. Mamy przepływ informacji od blisko miliona osób. Jesteśmy prawie wszędzie, w różnych grupach społecznych i to, co zaobserwowaliśmy, to to, że obecnie wiele osób czuje się zagrożonych i zaczyna przede wszystkim myśleć o sobie i o swoich, czyli to jest ten efekt dorobkiewicza, właśnie takiego zamknięcia się w moim małym świecie.
Wydaje mi się natomiast, że istnieje, ja to nazywam "koalicją przebiśniegów", czyli że jest zima, a są już ludzie, którzy rozkwitają. Chcą żyć inaczej, chcą wzajemnie się wspierać, chcą o sobie dobrze mówić, chcą ze sobą współpracować. Ja zawsze miałem takie podejście, żeby nie zmuszać nikogo do zmiany, tylko żeby iść z tymi, którzy już są gotowi. Mam taką nadzieję, że nastąpi teraz konsolidacja ludzi, dla których ideały Szlachetnej Paczki są ważne. Ten sposób podejścia do rzeczywistości, że łączymy biednych i bogatych, że uczymy ludzi zarabiania, że jesteśmy wrażliwi, że chcemy współpracować, że mówimy tylko dobrze o sobie.
Szlachetna Paczka w 2001 roku zaczęła się od tego, że było kilkadziesiąt osób, kilkudziesięciu idealistów, nie mieliśmy nic i zaczęliśmy działać. Cały czas taka atmosfera panuje w środowiskach, w których jestem. Zawsze się zastanawiam, gdzie jest granica tych ideałów. Ludzie, z którymi pracuję, zaniedbują przez ostatnie miesiące wiele swoich osobistych problemów. To jest na pierwszym planie, ten idealizm. Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu, więc karmią się tym szczęściem, a nie dogadzaniem sobie.
Czyli idziemy na jakość, a nie na ilość osób zaangażowanych w Paczkę.
Taka jest też zasada, że w czasach zagrożenia następuje konsolidacja. I to się stało, bo wartość pomocy na jedną rodzinę wzrosła. Myślę, że my w Polsce uczymy się tego, że możemy się łączyć w ideałach, bo na początku, kiedy startowaliśmy z Paczką, ona była bardziej programem pomocowym, czyli pomoc polega na tym, że czuję, że mogłem pomóc. To jest taki poziom emocjonalny raczej płytki. Takie przeczucie pomagania nie jest za bardzo wartościowe. Cały czas przeprowadzamy Paczkę z poziomu pomocowego na poziom ideałów i zmiany rzeczywistości. I ta świadomość tych wspólnych ideałów jest coraz większa i to na pewno obserwujemy.
Coraz większa liczba osób szuka w pracy i w życiu sensu i innych, fajnych ludzi. Dwa lata temu jeszcze tak nie było, a teraz wiele osób wychodzi i mówi głośno tak: ja mam takie ideały, ja jestem osobą wierzącą, dla mnie Bóg jest ważny, ja chciałbym inaczej żyć, bo to jest oczywiste, że to jest część mojego życia, że pomagam. Niesamowite. My właśnie próbujemy z tymi ludźmi budować koalicję i mnie to wystarczy.
Ja naprawdę jestem ostatnią osobą, która by chciała kogoś do czegoś zmusić, jak ktoś nie ma ochoty pomagać, to niech absolutnie zostanie w swoim świecie. Ja wiem, że więcej szczęście jest w dawaniu, aniżeli w braniu.